sobota, 18 maja 2013

Od Yuny - cz.2

Ale może zacznę od początku? Tak będzie najlepiej, nie sądzicie? Otóż... 
Wszytsko zaczęło się nad brzegiem morza, jasny księżyc oświetlał nam drogę. Już nie chodziłam tak blisko mamy, byłam bardziej samodzielna. Rodzice sami byli zadowoleni widząc moje preferencje na przyszłą klacz alfa. No cóż mogłam zrobić? Nic, od młodego wmawiali mi, że będę bardzo dobrą ksieżniczką. Już nawet wiedziałam kto będzie moim ogierem! Czy to nie przesada? 
W ciemne noce oddalałam się od stada, które zawsze lokowało się jakieś trzy kilometry od lini brzegowej, wtedy zawsze podchodziłam do wody, czułam jak wiatr pieści moją grzywę i ogon, a ja stałam tak wsłuchując się w noc. Nie było nocy, żebym niewpatrywała się w księżyc, to był taki mój rytuał. 

Po dziś dzień pamiętam tą noc, wtedy kiedy... wszystko się skończyło. Stałam tak jak zawsze, oczy skierowane miałam na źródło mojej mocy, nagle dziwny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, a umsył krzyczał "Niebezpieczeństwo!"
Niewiele myśląc ruszyłam galopem w stronę stada, już z daleka słyszałam gniewne rżenie i ujadanie wilków. Od polany dzieliło mnie kilka metrów kiedy usłyszałam moją matkę. 
- Yuna, uciekaj! Już! - zarzymałam się wstrząśnięta. Moje stado liczące dziesięci osobników walczyło ostatkiem sił z wielką watachą wilków. Podbiegłam do malutkiego źrebaka otoczonego przez wrogów. Jednym uderzeniem w ziemię odżyciłam ich na kilka metrów. 
- Mamo! Gdzie jesteś?! Mamo?! - krzyczał źrebak za moim ciełem. Głową sturchnęłam go i zakryłam własnym ciałem widząc wielkiego samca biegnącego w naszą stronę. - Yuna! Uważaj! - krzyknął młody widząc zagrożenie także z boku. 

Robiłam wszystko co było w mojej mocy, żeby uratować siebie i źrebaka. Kątem oka widziałam jak reszta wilków powala ostatnie konie i wgryza się w ciało wyrywając mięso. Bolesne kwilenie rozniosło się po całej polanie. Nie wytrzymałam dłużej, mimo mojego młodego wieku rozpętałam wielką wichurę, a przednimi kopytami wbiłam się w ziemię przed samcem watachy. Trysnęła zimna woda z czeluści ziemi, połączyłąm te dwa żywioły i zaatakowałam wilki ostrymi igłami lodu. Tym razem to wilki wydały odgłosy podobne do łamanych kości i słyszałam bolesne skomlenie. W tym całym szale nie zauważyłam, że źrebak wyszedł za linię obrony i od razu został porwany przez jednego z napastników. 
Ostatkiem sił odepnęłam do tyłu wrogów. Szybko rozejrzałam się po łące. Ciała mojej rodziny, mojego stada leżały zakrwawione i dziwnie powykręcane przez szarpiące mięso wilki. Zawróciłam i puściłam się galopem, a potem cwałem w kierunku lini brzegowej. 

1 komentarz:

  1. nie ma mowy! ja chyba zdziczeje przez ten zwalony notebook! Błędy mam! *o* jeszcze takie literówki głupie =.= ja go chyba gdzieś rozwalę =.=

    OdpowiedzUsuń