środa, 8 maja 2013

Od Faith i Max'a

Obudził mnie gryzący zapach. Nad horyzontem unosiły się kłęby dymu. Nie wiedząc co się dzieje postanowiłam pogalopować tam i to sprawdzić.
***
Całą noc nie spałem. Gdy się podniosłem zobaczyłem galopującą Faith. Pobiegłem za nią.
- Faith!- krzyknąłem i próbowałem ją zatrzymać.- Uważaj tam się coś pali! Szybko uciekaj stamtąd!
***
-Tym bardziej trzeba to sprawdzić. Trzeba ugasić pożar, inaczej obejmie on całe stado..
***
- Zaczekaj! Pójdę z tobą. Chodźmy jeszcze po jakąś wodę.
***
Na miejscu okazało się, że to faktycznie pożar. Ogień rozprzestrzeniał się po leśnej polanie. Istniało ryzyko, że dotrze do drzew, a te niczym kostki domino po kolei się zapalą. Trzeba było działać szybko, nawet spontaniczne decyzje mogły okazać się trafne. Nie było czasu na zastanawianie się, no, chyba że ktoś chciałby, by stado doszczętnie spłonęło..
- Obudź wszystkich, trzeba zebrać całe stado w jednym, bezpiecznym miejscu. Niech konie z żywiołem wody i ognia tu przyjdą. Każda minuta jest cenna. Zostanę tu, zawołam zwierzęta, one pewnie też pomogą.. - powiedziałam
***
- To ja biegnę po konie z żywiołem wody- krzyknąłem już w oddali.
Gdy przybyłem z powrotem na miejsce pożar był jeszcze większy niż wcześniej. Bałem się bardzo, ponieważ nigdy nie miałem do czynienia z pożarem.
***
Nie miałam wyboru, zawołałam kilka ptaków. Tylko one zdolne były uniknąć języków ognia wznoszących się ku niebu. Od dymu moje oczy zaczęły łzawić, praktycznie nic nie widziałam.
***
Zobaczyłem, że Faith upada na trawę. Szybko do niej podbiegłem. Niestety. Ogień nas otoczył. Nie wiedziałem co mam zrobić. Wziąłem Faith na grzbiet i przeszedłem przez straszliwie gorący ogień. Bardzo się poparzyłem, ale na szczęście Faith się nic nie stało. Zemdlała od zapachu dymu.
***
Kiedy się obudziłam Max leżał na trawie obok mnie. Był cały poparzony, widać było, że każdy ruch sprawia mu ból. Ptaki w dziobach miały pojemniki zostawione w lesie przez ludzi wypełnione wodą. Wzięłam jeden z nich i poprosiłam sowę, aby znalazła bandaże. Ta szybko odleciała i zniknęła za drzewami. Nie minęły 3 minuty, a wróciła. Zrobiłam okłady, w tym momencie było to jedyną rzeczą, jaką mogłabym zrobić, aby Max już tak bardzo nie cierpiał. Ptaki dzielnie gasiły ogień, jednak ten zdążał zapalić następny kawałek trawy.
***
- Faith uciekaj stąd!- krzyknąłem patrząc na klacz.- Pożar jest coraz większy. Uciekaj stąd! Proszę Cię!
Nagle straciłem przytomność. ''Wyświetlał'' mi się piękny widok. Nigdy nikomu go nie opowiem bo to była tylko moja tajemnica ...
Po godzinie obudziłem się koło jeziora. Pierwsze co zobaczyłem była płacząca Faith...
***
- Co się stało? - spytał wyraźnie przerażony Max
- B-brown.. Niedźwiedź.. Mój ulubieniec.. Przyszedł gasić pożar, obudził wszystkie konie.. W pewnym momencie zniknął mi z oczu - załamał mi się głos - n-nie wiem czy.. czy on żyje.. - załkałam głośno.
***
Podszedłem do klaczy i siadłem koło niej.
- Faith. Mam nadzieje, że mu się nic nie stało. Może uciekł, może się gdzieś schował. Nie możesz mówić od razu, że on nie żyje. Są trudne sytuacje w życiu. Wiesz. Ktoś umiera, a później okazuje się, że był gdzieś w ukryciu. Nie płacz już tyle.
Nie wiedziałem jak ja pocieszyć. W sumie wiem co to znaczy stracić bliska osobę. Nie chciałem jej tego mówić, ale ...
***
Te wszystkie ostatnie zdarzenia mnie przytłaczały. Cały mój świat legł w gruzach. Chciałam w końcu o tym wszystkim zapomnieć, obudzić się, przyznać, że to był tylko zły sen i żyć, jakby nic nigdy się nie zdarzyło. Ale to nie był sen. To wszystko działo się naprawdę. I niczemu nie mogłam zaradzić.
Całe następne 15 minut spędziłam na wypłakiwaniu się na ramieniu Max'a..

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz