-...Ogród Zakochanych, nigdy tu nie byłem. Podoba ci się?- zapytałem
***
- Wow... pięknie- powiedziałam.
- A ty tu byłaś?
- No coś ty! Nigdy nie miałam przyjaciela, a co tym bardziej... partnera.
Martel spuścił głowę.
- Coś się stało?
- Nie... tylko... to my nie jesteśmy przyjaciółmi?- zapytał chyba smutny.
- No... oczywiście, że jesteśmy- uśmiechnęłam się.
- Naprawdę?
- Tak, ale bałam się, ze jak zaproponuje ci przyjaźń, to mnie wyśmiejesz i...
Ogier przerwał mi mówiąc pocieszająco:
***
-Ja??? Wyśmiewać??? CB???? Żartujesz se??? Taką ładną i miłą klacz??? W życiu!!!-pocieszyłem klacz. -Chodź dalej, jest tam łąka obleczona kwiatami-powiedziałem i poszedłem a klacz za mną.
***
- I znowu mnie porywasz- zaśmiałam się.
- A żebyś wiedziała- powiedział ze śmiechem.
Stanęliśmy u stóp pięknej łąki.
***
Położyłem się i wtuliłem w kwiaty. Klacz położyła się koło mnie. Nagle poczułem coś dziwnego:
-Czy tu się coś przypala- zapytałem sam siebie
-No.... coś czuć.... jakby kwiaty się paliły...
Lekko wstałem i zobaczyłem płomyki palące kwiaty.
-Aj!!! Stać!!! Ogień!!!! Prrrrrr.....!!! Stój!!!!
Ogień lekko przystopował i zgasnął
***
- Co to było?- zapytałam przestraszona.
- Nic... nic się nie dzieje. Wszystko dobrze- uspokajał mnie.
- Wiem, wiem, nie jestem dzieckiem- uśmiechnęłam się- Ale co to było?
***
-Czasami nie ogarniam, znaczy nie mogę zapanować nad swoim żywiołem i sam ze mnie tryska... wiesz... zresztą... nic już jest spokojnie- odpowiedziałem klaczy która patrzyła na mnie z lekkim wrażeniem
***
- Kiedyś też tak miałam. Tylko, że... podpaliłam cały wielki las. Ale na szczęście potrafiłam to odwrócić. Kiedyś jak spacerowałam z Rubinem, też był pożar, ale na szczęście udało mi się go ugasić. Na szczęście- uśmiechnęłam się.
***
-Ha... ja tak nadal mam, ale nie podpalam całego lasu. Lecz ogień to stanowczo mój żywioł-odpowiedziałem klaczy- No ale znam jeszcze bardzo ładne jezioro w tym ogrodzie, pójdziesz ze mną?- zapytałem Angelie.
***
- Jasne- powiedziałam z uśmiechem.
Ruszyłam za Martelem. Bardzo fajny z niego ogier... Oprócz tego, że mega przystojny, to na dodatek o złotym sercu. Właśnie takiego wyobrażałam sobie mojego przyszłego partnera. No cóż... chyba muszę się sama sobie przyznać. Do tej pory wmawiałam sobie, że ja TYLKO go lubię, ale... czuję, ze czuję do niego coś więcej. Nie chcę już tego przed sobą ukrywam. I już sobie zdałam sprawę, że ja... zakochałam się w nim.
Dotarliśmy już na miejsce.
***
Angelia jest miłą, fajną i... ładna klaczą? Wiem że to moja naj, naj,najlepsza przyjaciółka, no oczywiście dużo innych koni też.
-Ach, jak tu pięknie. Chodź przejdziemy się kawałek i zwiedzimy tereny jeziorka- odpowiedziałem i popatrzyłem na zachwyconą klacz. Wyraźnie nad czymś myślała. Więc postanowiłem się spytać:
-Nad czym tak dumasz?- zapytałem się Angelii.
***
Zaczęłam sobie wyobrażać moją przyszłość... Oczywiście- z rolą główną dla Martela. Wyobrażałam sobie jak to galopujemy po pięknej łące, a po chwili zatrzymuje mnie i pyta, czy nie zostałbym jego partnerką. Akurat wtedy zachodzi słońce... potem jestem najszczęśliwszą klaczą na ziemi. Codziennie widuję się z ukochanym i...
Nagle moje rozmyślenia przerwał głos Martela:
- Nad czym tak dumasz?
- Ja... ja? Nad niczym- uśmiechnęłam się.
***
Popatrzyłem na klacz, która chyba coś przede mną ukrywała. Ale nie jestem wścibski. Wtedy nie wiem nawet kiedy, zachodziło słońce.
-Angelia, popatrz jak ładnie.- odpowiedziałem
Klacz wpatrzyła się w czerwono, żółto, niebiesko, pomarańczowe niebo i powiedziała:
***
- Uwielbiam zachód słońca... a ty?- powiedziałam zapatrzona w cudowny widok.
- Ja też. Wszystko wygląda wtedy tak
- Magicznie- dokończyłam.
- No właśnie...
- Takie widoki jak ten, wyglądają dla mnie jak na obrazku namalowanym na płótnie. Takie kolory, jakby wzięte nie z tego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz