Ostatnio konie rozmawiały tylko o jednym. Podobno do miasta, niedaleko stada przeprowadziła się dość nietypowa rodzina ludzi. Mówiono o nich jak o dziwakach. Nikt ich nigdy nie widział, wiadomość o ich przeprowadzce obiegła okolicę, kiedy przyjechała wielka ciężarówka wypełniona starymi, zniszczonymi i zakurzonymi meblami. Po zabawkach i ilości łóżek można było wywnioskować, że było to małżeństwo z dwojgiem dzieci. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie obserwacje sąsiadów. Twierdzili oni bowiem, że w nocy, za domem widać błyski. Kiedy jeden z mężczyzn podszedł bliżej by się im przyjrzeć, dostrzegł szkielet konia. Emitował on blask, niczym najjaśniejsza gwiazda. Koń, a raczej jego szkielet, nagle podniósł się i zaczął cwałować ku niebu. I zniknął. Wrodzona ciekawość nie pozwalała mi nie sprawdzić tej sprawy. Nie miałam nic do stracenia. Jedyną przeszkodą byli ludzie. Ale skoro jest to dziwna okolica, to dlaczego niby mają zdziwić się na widok konia?
***
Wieczorem zaczęłam wędrować przez pustkowie. Była to jedyna droga do miasta. Słońce zachodziło. Drzewa leniwie szumiały. Nie było tam nikogo, oprócz mnie. Po męczącej wędrówce spostrzegłam w oddali pierwsze domy. Stałam się niewidzialna. Żałowałam, że nie wpadłam na to wcześniej. Teraz wydawało mi się to oczywiste. Spojrzałam z wyższością na ludzi wracających do domów. Już nikt mnie nie zobaczy...
<Maax? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz