piątek, 10 maja 2013

Nowy ogier - Ardan


















Imię: Ardan
Płeć: ogier
Wiek: 2 lata
Cechy: Miły, wnerwiający(ale przyjaźnie), przyjazny, jednak potrafi być poważny i zdecydowany, agresywny podczas wojny i dla wrogów, zabawny, waleczny, wysportowany, sprytny jak lis, przebiegły, gadatliwy, wierny bliskim i alfą, uparty, szybki, żywiołowy, odważny, pomocny, czasami może się wydawać łobuzerski, itp., itd.
Stanowisko: Strażnik
Żywioł: Ogień, Natura(w tym pogoda, fauna i flora)
Moce: Potrafi rozpętać burzę lub inne związane rzeczy z naturą, wszytko związane z żywiołami
 Partner: Szuka…? Sam nie wie.
Rodzina: Matka Luna, Ojciec Szogun lecz nigdy go nie widziałem, Rozene moja przybrana matka
Historia: Na początku byłem całkiem sam. Opuszczony i zaniedbany. Od razu po urodzeniu zostałem zostawiony przez stado, które akurat po moim narodzeniu przegrało wojnie. Matce było bardzo trudno mnie zostawić. Alfa tak rozkazał, a ona nie mogła się sprzeciwić. Mojego ojca nigdy nie zobaczyłem no oczy, ponieważ zginął w walce. Ostatni raz widziałem matkę gdy ona przytuliła mnie i odeszła. Wtedy jeszcze nie mogłem porządnie otworzyć oczu. Próbowałem za nią pójść, lecz nie udało mi się wstać na nogi. Wreszcie po 3 dniach znalazła mnie pewna klacz – Rozene. Zabrała mnie do swojego małego stada. Liczyło one zaledwie 10 koni. Była tam alfą. Gdy trochę podrosłem, opowiedziała mi o moim ojcu. Zdziwiłem się. Mówiła że go znała i że to był bardzo fajny ogier. Waleczny i odważny, dokładnie taki jak ja. Słuchałem z napięciem. Aż pewnego razu, napadło na nas to samo stado co kiedyś moje rodzinne. Wiedziałem że nie mamy szans z ok. 25 końmi na 10. Walczyłem ile się da rade, lecz powoli słabłem aż w końcu ktoś uderzył mnie tak mocno kopytem że straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, nie widziałem już ani Rozene ani stada. Jedno co padało mi na oczy to leżące martwe konie. Uciekłem i niestety trafiłem na to stado. Koń który mnie trafił był bardzo zdumiony że przeżyłem takie uderzenie. Chciałem zwiać, lecz było już za późno. Związali mnie i zostawili. Siłowałem się z linami całe 2 dni aż wreszcie udało mi się rozwiązać. Pogalopowałem ile miałem siły w kopytach. Przez tę cała drogę spotkałem Martela. Zaprzyjaźniliśmy się. Szliśmy razem do póki nie rozdzielili nas ludzie. Mi udało się uciec, lecz Martelowi nie. Chciałem go uwolnić lecz nie dało rady bo ludzie krzyczeli i wymachiwali rękoma. Znowusz uciekłem. Błąkałem się dosyć długo, aż wreszcie znalazłem to stado. I dowiedziałem się że mój przyjaciel też tam jest. Od razu dołączyłem i myślę że życie mi się ułoży.
Właściciel: pol9

7 komentarzy: