-Mój tata jest taki okropny, a moja siostra… szkoda gadać. Biorą dzikie
konie z ich środowiska, ujeżdżają, a potem… potem…. Potem jak się im
znudzą to oddają je do rzeźni. Ja mam tego dosyć. Od kiedy mama
umarła….- dziewczynka znowuż się rozpłakała.
Wtuliłem głowę w jej piękne włosy. Rozumiałem jej rozpacz. W pewnej
chwili zobaczyłem głowę Faith. Uniosłem uszy. Zdziwiłem się. A jednak
ktoś o mnie pomyślał? Usłyszałem głos taty Patrycji(tak nazywała się
dziewczynka):
-Gdzie jesteś! Miałaś iść do sklepu! Wychodź z tej stajni i zostaw konia Amelki!
-Dobrze tato! Już idę! Muszę się z tobą pożegnać. Wieczorem przyniosę ci
coś do jedzenia- powiedziała Patrycja i wyszła ze stajni.
Spróbowałem wstać. Oparłem się o ścianę boksu i zawołałem:
-Faith! To ty!- zawołałem- Możesz już zrobić się… no … yyy… kolorowa(XD)
Klacz wyszła zza drzwi, popatrzyła na mnie przez chwilę i powiedziała:
-Musimy stąd zwiewać
-To już wiem, a inne wiadomości?
-Nie dowcipkuj sobie. Chodź
-Z chęcią tylko jak?
-Nie wiem
W pewnej chwili weszła Amelka i jej gruby tata. Faith schowała się znowu
za drzwiami. Położyli sprzęt jeździecki obok boksu i otworzyli drzwi:
-Jak mnie zwalisz to pożałujesz- powiedziała Amelia. Założyła na mnie
siodło i wsiadła. Nie miałem siły na jazdę, a te klepanie i kopanie mnie
po bokach wcale mi się nie podobały.
Tymczasem Faith wyjrzała lekko zza drzwi:
-Tato, widziałeś! Tam stał koń!
-Wydawało ci się rybciu. Musisz mocniej przyłożyć mu batem to szybciej
pójdzie. W pewnym momencie nie wytrzymałem i stanąłem dęba. Dziewczyna
spadła. Wiedziałem co się ze mą stanie. Pamiętałem co groził mi gruby
tata Amelii. Tym razem nie będę miał takiego szczęścia jak przedtem. Pan
Stripter szykował już cienkiego bata.
(Faith? Co zrobił ten gruby pan?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz