Wychowywałam się w stadzie. Miałam mamę, tatę i starszego brata. Potem moi rodzice zmarli i zaopiekował się mną brat. Stado w ogóle się nami nie interesowało. Pewnej nocy ciężko było mi zasnąć. Myślałam o tym wszystkim co brat dla mnie zrobił i stwierdziłam, że pomogę mu i odciążę od opieki nade mną. W nocy gdy już wszyscy spali po prostu odeszłam, bez słowa. Po kilku miesiącach wędrówki dotarłam do jakiegoś płotu. Przeskoczyłam go bez namysłu, znalazłam się na owianym mgłą polu. Ruszyłam przed siebie gdy nagle spostrzegłam w oddali siwą klacz. Wyglądało na to, że jest bardzo podejrzliwa w stosunku do mnie. Po chwili naszego wpatrywania się w siebie zapytała:
- Kim jesteś i czego tu szukasz?
- Wybacz, że cię niepokoję. Mam na imię Wera i szukam stada. - klacz złagodniała.
- W takim razie może dołączysz do mojego.
- Naprawdę mogła bym?
- Jasne.
- Dziękuję bardzo.
Tak właśnie znalazłam się w Stadzie Białej Róży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz