Jest wojna... Okropne czasy, a ja urodziłam - i to do tego bez partnera. Mooldvar... Jeszcze nie otrząsnęłam się od czasu jego odejścia. Wszystko mnie przygnębiało, tylko nie fakt, że dochowałam się potomstwa. Bałam się o nie bardzo, tylko one mi pozostały.
Nie walczyłam jeszcze z atakującym nas Stadem, ponieważ byłam w ciąży. Nie wiedziłam nawet jakie są postępy w walce. Teraz powinnam zacząć, ale nie mam co zrobić ze źrebakami. Jestem kompletnie bezradna....
- Mamo, a gdzie jest reszta Stada? - zapytała się mnie Wea, kiedy byłam z nią i Mefistem w "schronie".
- Walczą... - odpowiedziałam przygnębiona.
- A dlaczego? - zaciekawił się Mefisto.
- Jest wojna, mały. - trąciłam go nosem. - Ale nie przejmujcie się. Wszystko sie poukłada.
W tym momencie podszedł do nas Figo...
- Cześć Shanti... Co u ciebie? - zapytał nieśmiało.
- Kiepsko. - westchnęłam. - Chyba sam widzisz....
< Figo? =) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz