Po obwieszczeniu strasznych wieści Irina kazała nam walczyć, ponieważ oddziały Średniego Kopyta znów się zbliżały. Wszyscy rozsypali się po wszystkich terenach, podzieleni na kilku - kilkunastokoniowe grupy. Mieliśmy walczyć i bronić słabszych. To może być moja pierwsza, a zarazem ostatnia wojna w życiu. Podbiegł do mnie duży, gniady ogier i spojrzał na mnie srogim wzrokiem. Zamachnął się i kopnął mnie, ale oddałam mu jeszcze mocniej. Jednak ten się nie poddawał, walczył dalej. Coraz boleśniej kopał i coraz mocniej popychał, gryzł. W końcu tak mocno przejechał po moim boku kopytami, że go rozciął. Zatoczyłam się z bólu, ale ostatni raz mocno go ugryzłam w pęcinę i koń upadł. Po chwili jednak wstał i pobiegł poza nasze tereny, kulejąc. Ból w boku nasilał się. Rozejrzałam się, w celu ogarnięcia sytuacji. Połowa par już skończyła walkę, większość wygrali nasi. Ale kilka koni było ciężko rannych, w tym zauważyłam także Asunę. Leżała na ziemi, z pogryzionymi nogami i łkała. Szybko do niej podbiegłam i położyłam obok.
- Trzymaj się, Asuno. - zaczęłam owijać jej rany wodnym bandażem, aby załagodzić ból i krwotok.
- T-trzymamm się...
- Zaraz oddziały Średniego Kopyta się wycofają, a wtedy uzdrowiciele ci pomogą... - rozejrzałam się nerwowo - Och, szybciej...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz