Dałam jej jakiś dzwonek, zapewniając, że ktoś po nią przyjdzie w razie potrzeby. Ale naprawdę był to tylko zwykły, ludzki dzwonek, który znalazłam miesiąc temu w śniegu. Jeśli nikt po nią nie przyjdzie, niech będzie to dla niej kara. By zaprzyjaźnić się z Wolf Dark, trzeba wyjść poza teren.
Niech ją wilki zjedzą, przemknęła mi przez głowa owa myśl, zresztą Wolf z nikim się nie zaprzyjaźnia!
Zorientowałam się sama, że kłamała co do tej przyjaźni. Lubiłam ją, nie chciałam jej ranić, jednak myśli miałam całkiem inne.
Miałam tego dość! Byłam skołowana.
Zaczęłam galopować. Było cicho. Wiatr jednak zgrywał się głośno ze śniegiem. Zima się rozszalała na dobre. Wszystkie konie przebywały już w schronieniu, ja jednak stałam na granicach stada. Tak, na granicach, gdyż tam dotarłam.
Nie miałam odwagi zbliżyć się do płotu. Patrzyłam w zarośnięty teren, zaraz za nim. Było tam ciemno i mroczno. Zaczynał się już tam nie nasz las. Las, gdzie ONA żyła. Gdzieś tam, o tak... Ona teraz tam stała. Nawet nie wiem, czy się na mnie nie patrzyła, czy nie wyszczerzała w zaciekawieniu kłów. Czyżby była w tej chwili tak blisko? Może w zaciekawieniu czekała na dalszy zwrot akcji.
Ja ten zwrot postanowiłam wykonać. Mrugnęłam, uspakajając się. Wzięłam głęboki oddech. Para z wydechu otoczyła moją głowę, a po chwili zniknęła, jak kopytem odjąć. Zastanowiłam się. Spojrzałam jeszcze raz w zarośla i postawiłam bardzo powoli, ostrożnie pierwszą nogę na obcym mi śniegu. Nic się nie stało, choć serce biło mocniej. Odetchnęłam jeszcze raz. Postawiłam resztę nóg na glebie, tak, jakby zależało od tego moje życie.
Byłam już poza granicami...
*
Musiałam załatwić z NIĄ sprawę. Powoli szłam przed siebie. Do ucha syczał mi wiatr, jakby chciał mnie odepchnąć. Wołał o pomoc, o łaskę, ale chciał też pomóc mi, oddalając mnie od lasu. Czy na pewno chcę to zrobić? Owszem.
Wzięłam wdech i wydech. Mimo to, otoczyło mnie nieco więcej pary, niż powinno. To nie był mój wydech. Zaleciało mi zapachem krwi. Nie odwróciłam się, choć wiedziałam, że ONA tam stoi.
Śnieg padał na nas bezszelestnie, wiatr również ucichł.
Czekała, aż coś zrobię. Aż ruszę się, a ona uruchomi swój instynkt, dogoni mnie, złapie i udusi jak najgorszego wroga. Po południu będzie rozkoszować się smakiem mojego ścięgna, krwi, obliże powoli i melancholijnie do czysta moje kości... Udowodni, że jest bestią, która właśnie zjadła swój najlepszy posiłek. Wszystko upadnie, pokona mnie w tym biznesie.
Teraz byłam cicho. Prawie nie oddychałam, wzrok miałam przybity ciągle w to samo, jedno miejsce - przed siebie. Jakby nigdy nic się nie stało.
- Mam do ciebie jedną sprawę - powiedziałam cicho i spokojnie.
Obeszła mnie dookoła, z lekkim podziwem, satysfakcją i złością. Chciała, żebym na nią spojrzała.
- Boisz się mnie... Boisz.
- Nie! - zaprzeczyłam, zamykając na chwilę gwałtownie oczy.
Oblizała się i znowu okrążała. Wyszczerzyła cicho kły. Jej oczy stały się niezwykle poważne, jak i wściekłe. Nie odrywała ode mnie wzroku, jej łapy pracowały potężnie, chociaż delikatnie, jak u baletnicy i największego nieprzyjaciela.
- Patrz na mnie! Patrz!
Odwróciłam głowę.
- Patrz!
Moje serce zaczęło gwałtownie bić. Zauważyła, jak ruszyłam tylnym kopytem.
- Nie masz teraz wyjścia. Jesteś tu. Jednak zostało jedno pytanie... - zatrzymała się na chwilę - Nie przychodziłabyś do mnie bez powodu. O nie, czuję tu coś.
Było lodowato. Mróz całował mnie w całe ciało. Musiałam jednak dokończyć to, co zaczęłam. Już postawiłam 2 pierwsze kroki - wyjście poza stado, spotkanie i oparcie się JEJ urokom. To, co ona robiła, można było porównać do uroków.
- Krążą na twój temat różne plotki.
Oblizała się krwiopijczo i powiedziała dziwnym, nieswoim głosem:
- Co mnie interesują inni! Niech mówią, co chcą. Ich królowa i tak prędzej czy później przyjdzie. Niedługo będzie tylko chwała i uwielbienie!
Uformowałam w myśli następne zdanie. Nie wiedziałam, co teraz ONA robi, ale opanowałam strach.
- Podobno Crystal z naszego stada żyję z tobą w przyjaźni.
Na wiadomość tą skoczyła. Leciała prosto na mnie. Zamknęłam oczy, myśląc, co dalej.
Ona jednak celowo nie wbiła się nie w moje kopyta, lecz koło nich.
Popatrzyła na mnie i przytaknęła.
- Dobrze.
Zdziwiło mnie jej słowo. Czy ona mnie sprawdzała?
- Aa...
- Milcz! - warknęła nieprzyjemnie i głośno. To był krzyk, którego nigdy wcześniej nie słyszała. - W życiu nie zaprzyjaźniłabym się z takim tchórzem, śmiertelnikiem! Myślą, że są dobrzy w swym fachu, albo celowo go zmieniają, by stać się taka jak ja... Ja jednak wiem, że nie zasługują na to. Należą tylko do bandy koni, którzy nadal nie odnaleźli własnego ja!!
Echo rozniosło się po lesie. Minęła długa dla mnie, ale tak naprawdę krótka chwila.
- Odejdź, Rose - uspokoiła się. - Powiedz wszystkim, że nikt tak naprawdę z nich nie jest tym kimś. Ich "talenty" są bezwartościowe. Niech Cryss nie żartuję. Irina ma może moc, ale jest słaba.
Ruszyłam się powoli. Wolf Dark jednak już nie było. Rozpłynęła się.
Nie miałam ochoty za nią się rozglądać. Tym samym tempem, co wcześniej, poszłam rozpowiedzieć wiadomość od Wolf.
<Wolf? ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz