Była noc. Mój właściciel nie odwiedzał mnie już kilka dni, jedzenie w boksie mi się skończyło, woda także. Leżałam w rogu swojego boksu, mając jeszcze lichą nadzieję, że przyjdzie. Wstałam i wyjrzałam przez brudne okno. Jego dom stał smutny, szary. Było widać, że dawno nikt w nim nie był. Co się stało z moim panem? Wyjechał? Zachorował? Umarł? A może po prostu mu się znudziłam? Za dużo pytań kłębiło mi się w głowie. Zdesperowana straciłam nadzieję. On nie wróci. Zostawił mnie, choć go kochałam i wypełniałam jego prośby. Podeszłam do bramki boksu i przeskoczyłam ją. Ktoś nie pomyślał, że jest tu dość wysoki sufit. Potem podeszłam do drzwi stodoły. Teraz, pomyślałam. Odwróciłam się i kopnęłam w nie z całej siły. Drzwi rozwarły się z łatwością. Wyszłam na podwórze i rzuciłam ostatnie spojrzenie na mój niegdysiejszy dom. Westchnęłam i poszłam. Poszłam przed siebie. Nieważne, co było. Nieważne, co będzie. Ważne jest to, co jest.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz