Położyłam się wygodnie na trawie i
popatrzyłam w niebo. Księżyc świecił w pierwszej kwarcie, a gwiazdy
żarzyły się niesamowicie. Co jest, tam, w górze? Dusze innych istot?
Stworzenia, uwięzione w gwiazdozbiorach? Nie wiem. Nie wiem wielu
rzeczy. Wszechświat jest taki ogromny. Miliony galaktyk, a w nich
miliony gwiazd, a prawie każda gwiazda ma swój układ planetarny. A
mnóstwo planet posiada życie. Jaka ja jestem mała...
Pogrążona w tych myślach, zasnęłam.
*
Biegłam. Biegłam bez celu. Nie wiedziałam,
dokąd, nie wiedziałam, po co. Nagle stanęłam przed płotem. Za płotem
stał mój pan. Zarżałam radośnie i chciałam przeskoczyć płot, ale nie
dałam rady. Coś mnie blokowało. W pewnym momencie do mojego pana
podszedł zamaskowany mężczyzna z nożem. Wierzgnęłam nogami, aby wybić
płot. Ani drgnął, ale ja się przewróciłam. Gdy się podniosłam, mój pan
leżał na ziemi, z nożem wbitym w klatkę piersiową. Zarżałam rozpaczliwie
*
Obudziłam się z mocno zaciśniętymi zębami. Otworzyłam oczy. Po policzkach gęsto ściekały mi łzy. Załkałam.
- Cass? - usłyszałam zaniepokojony głos Beia. Spojrzałam na niego.
- Miałam zły sen - wytarłam pysk o trawę i z całej siły starałam się nie płakać.
- Jeśli... jeśli będziesz coś potrzebowała, to zawsze możesz na mnie liczyć - powiedział Bei
- Dzięki - westchnęłam. Wstawał ranek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz