- Cień! Nie!!! - rozpaczała Rose.
Nie wiedziała co robić. Członek jej stada wpadał do otchłani, gdzie nie wiadomo koniom, co go czeka. Czas dla niej się jakby zatrzymał. Słuchała, jak swój ostatni ryk wydobywają z siebie pumy oraz patrzyła, jak rodzina Cienia patrzy na swego synka z wołaniem o pomoc. Zaczęła biec w jego stronę.
Grunt zapadł się pod nią... Rose zginęła w ciemności na zawsze.
***
Minęła sekunda, sekunda bólu dla małego źrebaka i jego rodziny, która leciała w dół tak samo jak alfa. Wydawałoby się, że już nie żyją, gdy nagle Cień usłyszał jakiś jęk wydobywający się z dziury. Nie musiał czekać długo na dalszy bieg wydarzeń. Pojawiła się Rose, która dzięki swej mocy latała, a na grzbiecie miała półprzytomną rodzinę małego. Doleciała do gruntu, położyła konie na ziemi i w tym samym momencie kawałek gruntu, na którym stał niezgrabnie źrebak, załamał się. Rose nie zdążyła nic krzyknąć. Zanurkowała w przepaści, z niesamowitą prędkością lecąc w dół. W końcu wyprzedziła malucha, w ostatniej chwili spadł jej na kark, a ona wzleciała do góry, jęcząc z bólu i zmęczenia. Wreszcie padła w głębokiej trawie, daleko od miejsca zdarzenia i szeptem powiedziała, by sprawdzić, czy nic nikomu się nie stało. Straciła przytomność, a gdy się ocknęła, nad jej głową ujrzała martwiące się głowy wszystkich koni. Uwagę jej przykuł Cień, który płakał nieopodal.
- Czemu płaczesz? - spytała go po chwili
Cień zastanawiał się, czy warto tu cokolwiek mówić. To bowiem pogrążyłoby jeszcze bardziej jego rozpacz. Słowa przecież bywają ciężkie.
- Wiesz... - szlochał. - Nie przeżyli. Zginęli widocznie po tym, jak ich położyłaś na trawie! - to ostatnie zdanie powiedział z takimi emocjami, że odbiegł, popadając w jeszcze większą rozpacz.
Po pysku Rose potoczyła się łza współczucia i nieszczęścia.
(Cień?...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz