Kolejny dzień samotnej tułaczki zacząłem tak samo. To samo miejsce,tyle samo śniegu.. nic a nic się nie zmieniło.
Śnieg z każdą chwilą sypał szybciej. Zza rozciągających się po niebie chmur,można zauważyć leciutkie promienie światła. Spojrzałem na całkowicie zaśnieżoną sosnę. Nie była już taka zielona jak kiedyś.
Zrzuciłem z siebie warstwę śniegu,po czym wyruszyłem przed siebie - na ślepo. Idąc jednak, w oddali ujrzałem wylegujące się stado. Było bardzo liczne.Konie leżały osobno,chociaż co niektóre wtulały się w siebie nawzajem. Było tam także wiele źrebiąt(przynajmniej tak mi się wydawało).Starałem się omijać to miejsce, byłem bardzo przejęty.
Jeszcze nie daleko z tond, jakieś dwa dni temu, zaatakowała mnie samotna i zgłodniała puma. Ledwo uszedłem z życiem. Nie chcę więcej takich potyczek. Niestety dałem się przyłapać, moją drogę zagrodziła jakaś klacz.
<Niech jakaś klacz dokończy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz