poniedziałek, 17 grudnia 2012

Od Iriny

Rastan odbiegł ode mnie, gdy tylko zobaczył te swoją smolistą, czarną klaczunię. Od razu zaczęli się miziać. Klacz spojrzała na mnie z miną „ucieszonej”, myśląc, że pobudzi we mnie zazdrość. Za miast to posłałam do niej złośliwy uśmieszek, i sprawiłam, że zaraz obok jej czarnego ogona, pojawił się piękny błysk. Ogier podskoczył do niej i zaczął ją uspokajać. 
-Dwulicowy oszust… - mruknęłam pod nosem i odwróciłam się na pięcie. Podeszłam do zmarzniętego jeziora, chciało mi się pić. Odwróciłam się czy nikt nie patrzy, na szczęście było pusta. Uderzyłam kopytem w taflę i lód rozbił się na małe kawałeczki. Zaczęłam pić wodę. 
-Witaj, Irino. – powiedział znajomy głos nagle
-Czego tu chcesz, znowu macie jakieś nienormalnie łatwe problemy, które rozwiązało by źrebie?! – warknęłam zła na przybysza.
-Otóż, tak. Potrzebujemy pomocy, ty się nam przydasz, oddział wroga musi zostać usunięty z pola, a przynajmniej oddzielony, najlepiej ogniem. Wiesz, przecież, że na cały Rikindor to opanowałaś ten żywioł najlepiej.
-I co ja mam zrobić?
-No, przesłać nam jakiś kilkukilometrowy pas ognia…
-Niech wam będzie, teleportuj mnie…
W kilka sekund pojawiłam się na znanym od dawna terenie. Roztarłam kopyta i przebiegłam szybkim cwałem po łące, tworząc wielki pas, nieruchomego ognia. Po chwili, poczułam jednak coś piekącego w karku. Odwróciłam się w mgnieniu oka, jakiś koń do mnie doskakiwał.
-Spadaj… - wykopałam go prosto na ścianę ognia.
-Moja robota skończona, wracam do stada. – i podskoczyłam z powrotem do teleportu. Zamiast pojawić się przy źródle, wpadłam pomiędzy Rose i Silvera. 
-Ee? – popatrzył Silver
-Czemu masz ranny kark? – zapytała Rose.

CDN, wkrótce wszystko się wyjaśni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz