Roześmiałam się. Mesajah jest taki uroczy! Super się przy nim czuję.
- Gonisz!- krzyknełam, gdy wyszliśmy z wody. Po chwili role się odwróciły i to ja goniłam. Po godzinie padliśmy zmęczeni na trawę. Ściemniało się i ogarneła mnie senność. Wtuliłam się w szyję ogiera i usnełam.
Byłam znów w Hiszpanii. Na pastwisku mojej rodziny. Obok mnie paśli sie moi rodzice, w strumyczku chlapała sie moja starsza siostra.
- Iluvia!- krzyknęłam.
- Reina. Gedzieś ty była? Szukałam cię.- zaśmiała się.
Nagle niebo, dotychczas niebieskie i bezchmurne, zmieniło się na niemprzyjemnie granatowe. Pojawiły się złowrogie cienie. Błysnęły błyskawice. Cienie zaczęły nabierać kształtów. Ludzie! Każdy z bronią! Dwudziestu. Trzydziestu! Każdy z bronił. Biegną, krzyczą. ,,Łapać! Zabić Pojmać''
- Reina, uciekaj!- woła mama. Tata staje do walki, pada.
- Uciekaj!- uciekam. Krzyczę. Boję się...
Z koszmaru zbudził mnie zaniepokojiny Mesajah.
<Mesajah? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz