Obudziłam się w środku nocy. Naokoło było cicho i spokojnie. Światło księżyca przebijało się przez chmury. Pogalopowalam nad Jezioro Mgły. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w tafli wody. Moja rozczochrana grzywa powiewała na wietrze. Wnet zobaczyłam jakiegoś konia za sobą. Odwróciłam się. Nikogo tam nie było. Wstałam i zaczęłam szukać jakiegoś innego miejsca. Miejsca, gdzie mogłabym w spokoju przemyśleć całą sytuację. Kierowałam się kręta uliczką. Świetliki oświetlały mi drogę. Spostrzegłam w oddali jakiś cień. Chwilę później usłyszałam ciche, pełne bólu rżenie. Podeszłam bliżej do miejsca, z którego dochodziło. Schowałam się za rosnącym nieopodal drzewem. Wychylilam się. Na trawie leżała pegazica. Była poraniona i słaba. Podeszłam do niej.
- Kim jesteś? Odejdź! - natychmiast krzyknęła słabym głosem.
- Spokojnie. Chcę ci pomóc.
- N-nie potrzebuję pomocy! Zostaw mnie!
- Uspokój się. Ja jestem Faith. Naprawdę chcę ci pomóc. Ty jesteś Kora, tak?
-T-tak...
Klacz spojrzała na mnie badawczo. Przewróciła się na drugi bok. Moim oczom ukazało się poranione skrzydło.
- Nie ruszaj się. Opatrzę twoje rany - powiedziałam i zaczęłam sprawdzać co wzięłam że sobą. Woda, trochę kostek cukru, bandaż... No tak! Bandaż! Jak dobrze, że ludzie kiedyś zostawili go w lesie w nienaruszonym stanie... Przemylam rany Kory wodą. Opatrzylam je wszystkie. Z trawy w pośpiechu zrobiłam kołdrę i przykryłam nią klacz.
-Dziękuję - wydusila i chwile pozniej zasnęła.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz