czwartek, 28 marca 2013

Od Jenny i Wolf Dark

-Cóż za spotkanie. Intruz. - westchnęłam - czy wy na prawdę nie wiecie że weszliście na mój teren? Ty i ten brązowy ogier? I na pewno wiesz co z tobą teraz zrobię, prawda?
Klacz wyglądała na zszokowaną..
***
-Nnnie rozumiem, o co ci chodzi, ja cię nie znam i juz sobię idę.
Klacz wyglądała na zadowoloną, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, ale nie taki jak u koni, które są zadowolone, tylko taki, taki straszny?
***
-Nie przedstawiłam się? Taak... Jestem Wolf Dark. Twój oprawca słonko. To będzie boleć. Nawet bardzo. Więc się przygotuj...
***
-Nie mam na co.
Byłąm już pewna siebie. Powiedziałam to stanowczo i ruszyłam w stronę stada.
***
Nagle jej nogi stanęły. Klacz próbowała się ruszyć. Bez skutku. Serce zaczęło mocno bić, a oddech stał się nierówny.
-Ty jeszcze nie wiesz? - wybuchnęłam śmiechem
***
-Czego mam niby nie wiedzieć?
Próbowałam się ruszyć, ale nie wychodziło mi to. Zaczęłam się bać. Jednak od razu oprzytomniałam i dalej zaczęłam się szarpać.
***
Tego, że nie zdążysz! - zachichotałam - Nie zdążysz dożyć następnego dnia, nie zdążysz uciec, nie zdążysz mieć źrebiąt, ani nie zdążysz powiedzieć mu, że go kochasz...
***
Czy to był jakiś żart?
-Dlaczego mam nie zdążyć?
***
-Ponieważ...
Przemieniłam się w czarnego wilka. Moje kły błysnęły w gasnących promieniach słońca, a oczy błękitne kryształy płonęły agresją.
Klacz otworzyła szeroko oczy...
***
Nie mogłam w to uwierzyć. Teraz już wiedziałam kto to jest. To była Wolf Dark. O niej mówiła mi Rose.
***
-Teraz już wiesz, dlaczego nie zdążysz...
-Nie.. - szepnęła bezgłośnie klacz
Jednym dotknięciem przewróciłam ją na ziemię.
***
Powaliła mnie na ziemię. I co ja miałam zrobić? "Już wiem" pomyślałam. Resztkami sił użyłam mocy żywiołu i na polanie pojawiły się wszystkie zwierzęta z całego lasu.
***
-Popełniłaś błąd moja droga...- westchnęłam- może działałoby to na kogoś innego, ale nie.... na mnie.
Sylwetki zwierząt powoli rozpłynęły się w mgle, a ja urosłam o ponad połowę. Uśmiechnęłam się diabolicznie.
***
One zniknęły, a ona urosła. Zaczynałam się naprawdę mocno bać. Nie wiedziałam co zrobić. I wtedy ona..
***
Wbiłam pazury w jej klatkę piersiową. Jęknęła z bólu, a ja wyszarpałam jej mięsień.
***
Nie mogłam już wytrzymać. Ona nie udawała. Ona chciała to zrobić. Zdołałam użyć mojego wodnego żywiołu i wytworzyłam tarczę. Ochroniła mnie przed kolejnym atakiem. Potem wstałam. Ledwo, ale wstałam. Ona wyszczerzyła zęby. A ja użyłam znowu wodnego żywiołu i w jej kierunku wysłałam potężną mackę wodną. Potem zemdlałam z wycieńczenia.
***
Klacz powoli otwierała oczy. Pierwsze co zobaczyła to jaskinia. Obszerna, zaskakująco zadbana.
-Wiem, że bardzo ci się tu podoba, prawda? - odezwałam się, a mój więzień podskoczył z strachu
***
Od razu upadłam. Ból przeszywał mi całe ciało.
-Gdzie jestem?
***
-Jesteś na metaforycznej wadze zysków i strat. Jesteś w rękach okrutnej materialistki. Innymi słowy jesteś u mnie!
***
-Po co?
Tylko to jeno pytanie krążyło mi po głowie. Czemu tu jestem?
***
-Jesteś tu jako przyszły zysk. ZYSK! Wezmę za ciebie okup. I znów będziesz latać po łące i wąchać kwiatki. Gorzej jeśli nie wpłacą okupu...
***
-Nie jestem jakimś przedmiotem!
I wtedy zezłoszczona już klacz...
***
Pacnęłam ją w ucho (xd). Ależ wprost przeciwnie... Przedmioty nie gadają i radzę to zapamiętać...
Klacz widziała jeszcze inne konie: Waleczną Perłę, Fleur, Nirvanę, Nerona, Frika,...
***
-Na co ci to wszystko? Nie mogłabyś żyć tutaj z dala od naszego stada. Spokojnie byś sobie tutaj polowała. I na co ci to wszystko?
***
Teraz obdarzyłam klacz jednym z tych spojrzeń jakie są zarezerwowane dla totalnych idiotów.
-Podejrzewam u ciebie popularną chorobę... to raczej pusta przestrzeń w czaszce...
-Część tych koni jest tu z własnej woli. Jednak za kilkoro z was zarządam... nie lepiej jeśli zachowam to w tajemnicy do czasu...
-Do czasu czego?! - krzyknęła
-Do czasu przybycia posłańca...
***
-Jakiego posłańca? O co ci w ogóle chodzi?
Klacz wydała się lekko zdziwiona, jakby zaskoczona moim pytaniem.
***
-Posłańca od stada Białej Róży. Wyślą go jeśli im na was zależy... a jeśli nie to przynajmniej będę mieć trochę zabawy...
***
-I co ci to da?
-Ach już wiem. Zależy ci na dobrej reputacji. Widocznie chcesz nam pomóc skoro ktoś ma nas uratować. Jesteś tchórzem i tyle. Wykańczasz nas wszystkich po kolei, bo boisz się stawić czoło nam wszystkim.
***
Przejechałam kopytem po pysku.
-Martwi nic mi nie dacie. Chodzi mi o lekki gest ze strony Rosee. Tereny, kogoś przydatnego w zamian za takie ścierwa jak wy...
***
-Nie nazywaj mnie tak!
I wtedy z całej siły kopnęłam ją w brzuch.
***
Uśmiechnęłam się litościwie i oddałam jej z zdwojoną siłą. Upadła i zaczęła płakać. Łzy mieszały się z jej krwią..
***
-I co osiągnęłaś już swój cel? Jesteś zadowolona?
Zawołałam przez łzy.
***
-Owszem- ziewnęłam - i nawet się z tego cieszę, wiesz? Ale to, że moja psychika jest trudna do opanowania to po części wasza wina. - zachichotałam- powinnam cię teraz zabić. Ale zyski to ty czym trzeba się kierować. Zyski cię nie okłamie....
***
-Na co ci to wszytsko? Powiedz mi tylko na co?
-Na: zabawę, życiowe spełnienie, wyładowanie emocji, zyski, zyski, zyski. Na prawdę to co teraz robię nie jest zależne ode mnie więc...
***
-Jasne. Ja to wie. Działasz dla kogoś. Prawda? Sama boisz się zrobić coś nowego. Uważasz się za silną. Więc zapytam się jeszcze raz. Dlaczego walczysz z każdym po kolei, a nie ze wszystkimi naraz. Bo co, boisz się?
***
-Kochanie.. Walczyłabym chętnie tylko jakoś nikt tu nie przychodzi. I nikt nie chce walczyć. I działam dla siebie. Nie zamierzam być pod czyimiś rozkazami...
***
-A może wypuścisz jedną osobę jako kogoś kto o twoich zamiarach powie Rose? Tak będzie sprawiedliwie.
-Sprawiedliwie?- prychnęłam - może tak zrobię tylko jak mam wybrać?....- zmarszyczyłam się
***
-Wypuść konia, który jest tu najdłużej.
-wszyscy są mniej więcej od tego samego czasu...
-Wypuść, więc jakiegoś młodego konia.
-Jesteście w tym samym wieku...
***
-Tego, który sobie tu najmniej radzi.
-Friko?! - wybuchnęłam śmiechem- on zarywa do Nirvany, ale coś mu się nie udaje to też się liczy?
***
-On jest tu z własnej woli rozumiem?
-Taak , ale gdyby Nirvany nie było nie przylazłby tu...
***
-Sama zdecyduj. Wybór należy do ciebie.
Odpowiedziałam i syknęłma z bólu. Rana krwawiła coraz bardziej.
***
Popatrzyłam na klacz i powiedziałam:
-Najpierw opowiesz mi co tam w waszym stadzie...
***
-Nic nie powiem.
Odpowiedziałam zawzięcie i spojrzałam na ranę. Było coraz gorzej.
***
Chyba przeciekasz, wiesz. Poza tym lepiej będzie jeśli pójdę się przewietrzyć!
***
-Nie odezwałam się ani słowem, a klacz wyszła. Skorzystałam z okazji. Spojrzałam się na pozostałe konie i ruszyłam prędko przed siebie. Po chwili byłam na Naszej Łące. I na samym jej środku zemdlałam, a rana dalej krwawiła i to coraz mocniej.
<Rose C.D.>

5 komentarzy: