- Jestem Wild- przedstawiłam się ogierowi- mam się tobą zaopiekować
- Czy..jestem poważnie chory- spytał sennym głosem
- Nie, no coś ty- Nie chciałam mówić prawdy- jutro staniesz na nogach, a pojurze już będziesz fruwać.- Sięgnęłam po koc ze skóry i okryłam nim rannego. Rozpaliłam w jaskini ogień, aby Key mógł się ogrzać. Uśmiechnęłam się do niego i sięgnęłam po maść w kotle. Podgrzałam na ogniu i nabrałam na kopyto. Delikatnie masowałam nogi ogiera, które już na szczęście wróciły do sprawności. Na chwiejnych nogach Key podniósł się i pod moją opieką wyszedł z jaskini. Świeże powietrze dobrze na niego działało. Już po chwili wolno kłusowaliśmy w stronę łąki. Nawet skrzydła poszkodowanego nie były już w najgorszym stanie. W końcu byliśmy na miejscu. Ogier od razu znalazł dawnych znajomych, z którymi zaczął rozmowę. Kontakt z innymi końmi najlepiej mu zrobi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz