niedziela, 10 marca 2013

Od Lili i Mars'a

- Jasne.A właściwie to dokąd idziemy ?
Ogier przystanął na chwilę.
- Ech...To długa historia , nie chcę cię zamęczać.
- Oj no weź ! Idę z tobą to chcę wiedzieć po co !
- No dobra.Tak naprawdę to idziemy uratować moją matkę.Pamiętasz , opowiadałem ci o mojej historii.Moja mama została wtedy w tej rzeźni.Ale jeszcze jej nie zabili.Mają to zrobić jutro , usłyszała rozmowę ludzi.Nie zabijali jej wcześniej dlatego , że rodziła źrebaki.Ale teraz jest już za stara , i chcą ją zabić.Dlatego musimy ją uratować.
- Jasne.Już kapuję.
Nagle usłyszałam cichy szelest.
- Ktoś tu jest ! - krzyknęłam.
- Coś ty ! Ja nic nie słyszę ! - odparł zdziwiony ogier.
Wtem zza krzaków wypadła sarna.Już miałam się na nią rzucić ale zatrzymałam się w ostatniej chwili.
- Wow ! Masz super słuch ! - powiedział Mars.
- Dzięki.Ale teraz chodźmy , musimy uratować twoją mamę.
- Jasne.A właściwie to dokąd idziemy ?
Ogier przystanął na chwilę.
- Ech...To długa historia , nie chcę cię zamęczać.
- Oj no weź ! Idę z tobą to chcę wiedzieć po co !
- No dobra.Tak naprawdę to idziemy uratować moją matkę.Pamiętasz , opowiadałem ci o mojej historii.Moja mama została wtedy w tej rzeźni.Ale jeszcze jej nie zabili.Mają to zrobić jutro , usłyszała rozmowę ludzi.Nie zabijali jej wcześniej dlatego , że rodziła źrebaki.Ale teraz jest już za stara , i chcą ją zabić.Dlatego musimy ją uratować.
- Jasne.Już kapuję.
Nagle usłyszałam cichy szelest.
- Ktoś tu jest ! - krzyknęłam.
- Coś ty ! Ja nic nie słyszę ! - odparł zdziwiony ogier.
Wtem zza krzaków wypadła sarna.Już miałam się na nią rzucić ale zatrzymałam się w ostatniej chwili.
- Wow ! Masz super słuch ! - powiedział Mars.
- Dzięki.Ale teraz chodźmy , musimy uratować twoją mamę.

Po tych słowach , ruszyliśmy.
-Mam pytanie - ile to czasu będzię trwało?-Zapytała Lili.
-Około trzech dni.-Powiedziałem.
-Ale żeby tam dotrzeć w strone?Będziemy w stadzie za około 7!-Krzykneła Klacz.
-Nie , trzy dni liczyłem razem.To krutka , ale nie bezpieczna droga.Mam nadzieje , że nie będziesz panikować.-Zażartowałem.
-Taa...Ja?Prędzej ty.-Powiedziała i lekko popchneła mnie.Zaraz po tym , ja ją popchnołem trochę mocniej.Oboje zaśmialiśmy sie pod nosem.
-Musimy prześć do końca przez łąke , potem będziemy musieli popłynąć przez jezioro a na drugim końcu biędzię...-Zaczołołem dokładniej tłumaczyć.
-Rzeźnia.-Powiedziała powiedziała poważniejszym głosem.
-Chciałem powiedzieć moja mama , bo nie chciałem robić ponurej atmosfery.Ty właśnie to zrobiłaś.-Powiedziałem i popatrzyłem na nią oskarżającym wzrokiem.
-Aha...-Powiedziałam - Przepraszam... - posmutniałam.
- Nie ma za co - odparł i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Podrywa mnie ! - pomyślałam.Bardzo mi się podobał...
- Halo ! Ziemia do Lili ! - z zamyśleń obudził mnie wesoły głos Marsa.
- A tak , tak.Sorki.
Szliśmy jeszcze około 2 godziny.Potem zrobiliśmy sobie przerwę.Napiliśmy się i usiedliśmy na trawie.Trochę zjedliśmy.Zbliżała się noc więc położyliśmy się.Oboje szybko zasnęliśmy.
Obudziłam się z samego rana.Mars jeszcze spał , ja wstałam i napiłam się wody.Po chwili Mars również się obudził.Nie zauważyłam tego.Stanął za moimi plecami i krzyknął :
- Akuku !
- Aaaa ! - odwróciłam się.Prychnęłam - jak śmiesz mnie straszyć ! - udawałam panią z miasta ale Mars poznał już mój charakter i wiedział że taka nie jestem.Po chwili z naszych ust wydobył się głośny śmiech.Po chwili Mars spoważniał i powiedział :
- Lili , jesteś piękna , mądra i odważna.Masz własny charakter , takie klacze lubię.I mam do ciebie pytanie...
- Tak ? - zapytałam.
- Pewnie chce zapytać czy chcę zostać jego partnerką ! - pomyślałam.
- Lili...Pozbierasz owoce?Wiem są gorsze niż trawa ale...Lepszy rydz , niż nic
- Tak...Jasne... - odparłam ponuro.
Po chwili zaprowadził mnie do lasu.Widziałam dużo grzybów , orzechów i...Bananów?
-Mars , dlaczego w tym lesie są banany?-Zapytałam ze zdziwieniem.
- No właśnie nie jestem pewien...
- Mars , jeszcze nigdy tego nie robiłam i nie wiedziałam że będę musiała.Ale chcę ci coś powiedzieć.Czy chciałbyś być moim partnerem?
-Właśnie...Gdy cię poznałem chciałem te właśnie pytanie zapytać.Ale...Wstydziłem się....-Wyjaśnił Snow.
- Czyli że...tak ? - spytałam nieśmiało.
-Na 10000%TAK!-Pwiedziałem.
- To super ! Choć czuję się trochę niezręcznie...Nigdy wcześniej nie miałam partnera...

-Ja też...To jesteśmy razem.-Powiedziałem i uśmiechnołem się.
- Tak ale teraz skupmy się na ratowaniu twojej mamy - odparłam.
-Ok...Zaczynamy od bananów.I reszty....-Powiedziałem i wciąż nie mogłem uwieżyć , że to powiedziałem w lesie.W lesie z...Bananami.
Zaczęliśmy zbierać owoce.Po chwili Mars podszedł do mnie i...przytulił mnie !
-Przepraszam , że cię w to wciągnołem. Nie gniewasz się?-Zapytałem.
-To czysta przyjemność.Od począdku było...Poprostu nudno.Lubię takie przygody.Możesz mnie na nie zabierać.-Powiedziała Lili.
Dalej zbieraliśmy owoce.Nagle zauważyłam za krzakami budynek.
- Mars , to chyba tam !
- Tak - odparł.
-To co robimy?poprostu tam wejdziemy czy...-Zaczeła Lili.
-Ciii...Ktoś nas usłyszał.-Uspokoiłem Ją.
Po chwili rozejrzeliśmy się.Nikogo nie było.Powoli weszliśmy do środka.
Nigdzie nie było żadnego człowieka. Przynajmiej , tak myślę.
-Jakiś człowiek tu idzie.Słysze to.-Ostrzegała Lili.Po chwili zobaczyliśmy jakąś kobietę.Odeszła.Po chwili spostrzegliśmy mamę Marsa.
- To ona ? - spytałam.
- Tak ! - odparł uradowany Mars.
-Kim jesteście...?-Zapytała zdziwiona klacz.
-Jestem twoim synem - Marsem.Mam nadzieje , że mnie pamiętasz....- Mówiłem nadal uradowany.
-Hm...Mars?Przyszedłeś po mnie!Kocham , Cię synku.Dobrze , że nic Ci się nie stało!-Powiadziała szczęśliwa klacz.
-A kto to?-Zwruciła się do Lili.
- Ja nazywam się Liliana ale mów mi Lili.Jestem...hmm...Mars , kim jestem ? - spytałam i uśmiechnęłam się.
-Hm...To moja dziewczyna...To znaczy....yhm...-Mars do końca nie wiedział co powiadzieć.
-Aaa...Dziewczyna.-Zrozumiała moja mama.
Nagle , spadła na nas wielka sieć.
-I kolejne konie do kolekcji!-Uśmiał się człowiek.
-A ile mięsa!Pycha!-Powiedział drugi.
Zaczęłam się szarpać choć wiedziałam że to nic nie da.Wkrótce zabrali nas do małego , ciemnego boksu.
- I co teraz ? - powiedziałam do Marsa.
-Nie wiem.-Powiedziałem , trochę przerażony.
-Pamiętaj , że cię kocham.-Powiedziałą.
-Pamiętam.-Odpowiedziałem.
-Niedaleko są oni.Możesz , podsłuchać , co mówią?-Zapytałem.
-Nie wiem.-Powiedziałem , trochę przerażony.
-Pamiętaj , że cię kocham.-Powiedziałą.
-Pamiętam.-Odpowiedziałem.
-Niedaleko są oni.Możesz , podsłuchać , co mówią?-Zapytałem.
- Mhm - odparłam a potem przystawiłam głowę do drzwi boksu.
- No , te młode konie będą idealne na mięso !
- Które ?
- No te co dzisiaj złapaliśmy.Czekaj , zadzwonię do rzeźni - po czym wykonał telefon.
- I co ?
- Jeśli je dzisiaj przywieziemy dadzą nam 5 tys. za każdego ! - odparł uradowany.
- No to zabieramy je !
Po czym opowiedziałam wszystko Marsowi.
-Dobra , mam dość tego miejsca.-Powiedział poważnie.
-Użyjmy mocy.Wiem , nie można ich używać przy ludziach , ale to stuacja ostateczna.-Powiedziałem.
Dobra , plan jest taki.Sparaliżuję ich spojrzeniem , wtedy upadną.Weźmiesz klucz , wyjdziemy , wypuścisz twoją mamę i uciekamy , jasne ?
- Jasne.
Po chwili wcieliliśmy plan w życie.Po kilkunastu minutach galopowaliśmy już , wolni w stronę stada.
-A reszta?-Zapytałem z przerażeniem Lili.
-Pomyślałam.Gdy ty uwolniłeś ją , ja uwolniłam reszte.-Powiedziała z dumą.
-To dobrze.-Uspokoiłem się.
Stanęłam na kamieniu.
- Uwaga ! Info dla wszystkich koni ! - konie natychmiast stanęły - Słuchajcie ! Musicie sobie poszukać stad lub założyć własne Proszę się rozejść.Tłum nagle się rozpad.
-Cześć , mamo!-Powiedziałem.
-Zadbaj o siebie!-Powiedziała.
Nie mineło kilka minut , już byliśmy w domu.
Tłum nagle się rozpad.
-Cześć , mamo!-Powiedziałem.
-Zadbaj o siebie!-Powiedziała.
Nie mineło kilka minut , już byliśmy w domu.
Poszliśmy do Silvera.
- Czy możesz ogłosić że jesteśmy parą ? - spytałam alfy.
- Jasne ! - odparł radośnie.
Później poszliśmy do ogrodu zakochanych.
CDN

3 komentarze: