- No to chodźmy - popatrzyłem na wojowników, Rose i Balou - Reszta strażników będzie pilnować Delicate i Weę. Zawsze ten koń może znów przyjść...
- Dobrze, dobrze! Chodźmy już! - krzyknęła Rose i podeszła do mnie.
- Na początku idziemy tam gdzie ten stwór napadł Delicate i Weę. Spytałem się innych czy kiedyś spotkali się z takim czymś. Dwie osoby powiedziały że tak. Napada od zawsze w tym samym miejscu.
Wojownicy byli trochę przestraszeni. Bali się że spotka ich to samo.
- No to chodźmy...-ruszyłem z Rose w stronę napadnięcia - Mam nadzieje że jesteście gotowi i nie uciekniecie!
- Jesteśmy i nie uciekniemy! - krzyknęli wszyscy
Rozświetliłem teren ogniem.
- Aaa! - nagle ktoś krzyknął
- Zobaczyłeś coś?! - odwróciłem się
Wszyscy spojrzeli się na miejsce gdzie stał jeden z wojowników.
- Zniknął! - wszyscy odsunęli się
Spojrzałem na Rose
- Trzymajcie się blisko siebie! - krzyknąłem - Macie się pilnować na wzajem!
- I wiecie może kto to był? - spytała Rose
- Nie, nie wiemy...-odpowiedzieli
- Hmm...Dziwne...-Balou zastanowił się chwilę - Nie możliwe by tak szybko zniknął...Musiał się zapaść pod ziemie. Nikt z takiej odległości nie mógł by kogoś teleportować. Musiał by dotknąć go. Nie zdążył by nawet krzyknąć...
Wszyscy popatrzyli na siebie.
- Rose, ty umiesz kierować nać ziemią! - powiedziałem po chwili - Możesz wyczuć tego kogoś jeśli jest pod ziemią...
(Rose?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz