czwartek, 25 kwietnia 2013

Od Jenny cz.5

-To znaczy, że jest tu moja rodzina?
Zapytałam z nadzieją w głosie. Tak dawno jej niewidziałam... Chciałam posłuchać przestrog ojca i uspokajającego głosu matki...
-Nie ma ich tu...
-Jak to nie ma!?
-Pumy, moje dziecko, pumy...
Oni nie mogli, oni nie mogli zginąć...
-Czy oni, czy oni...
-Żyją, ale są rozproszeni po świecie...
Ulżyło mi, ale chciałam wiedzieć więcej...
-Gdzie oni...
Klaczy już nie było... To było dziwne, nawet bardzo... Spojrzałam na polanę i miałam już iść, ale chciałam zobaczyć tereny mojego rodzinnego stada...
***
To było straszne... Istne pobojowisko... Wodospad był zamrożony, las nie był lasem... A polana? Aż brak mi słów. Łza zakręciła mi się w oku. A żeby tylko jedna... Położyłam się na ziemię i płakałam, płakałam długo, zaczynało się ściemniać i usłyszałam śmiech... Ten sam, ten sam zły, szyderczy śmiech co wtedy. Zamarłam, podniosłam łeb i ujrzałam, ujrzałam nikogo innego tylką JĄ...
C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz