Jakoś było mi nudno. Zima już prawie ustąpiła więc postanowiłem ze swoją rodzina wybrać się na spacer. Podszedłem do Wild.
- Kochanie- powiedziałem jednocześnie całując ją.-Prawie nigdy nie chodzimy na spacery. Może dzisiaj się wybierzemy się z Diaz'em i Nihet nad jezioro? Co o tym sądzisz?
- Bardzo chętnie- odpowiedziała zadowolona.- Muszę z tobą później o czymś porozmawiać wieczorem. Poczekaj tu a ja pójdę po nich.
Wild poszła poszukać naszych źrebiąt. Znalazła je w jaskini bawiące się z innymi źrebaczkami. Wild mi mówiła, że bardzo słodko to wyglądało. Po minucie klacz zjawiła się z dwójką urwisów przy mnie.
- To co? Idziemy?- zapytałem uszczęśliwiony.
- Tak tato- powiedziała Nihet przytulając się do mnie.
- A ty Diaz? Obraziłeś się na kogo?- zapytała Wild podchodząc do naszego syna.
- Nieważne!- krzyknął Diaz uciekając.
- No to chyba nici z naszego spaceru, prawda?
- Och tak Wild.
Zapadł wieczór. Diaz i Nihet zasnęli a ja i Wild zaczęliśmy wcześniej zaplanowaną rozmowę.
- Dino- zaczęła klacz.- Nasze dzieci są już prawie dorosłe. Za niedługo załażą własna rodzinę. Nami się ju z nie będą interesować.
- Wild. Kochanie. Nasze dzieci o nas nigdy nie zapomną. A w ogóle nie wiadomo czy założą własne stado czy tam rodzinę. O to się nie bój.
<Wild, kochanie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz