Była zimno i deszczowo. W sumie nie padało, ale się zanosiło. Burza zmieniła by atmosferę. To właściwie pierwszy deszczowy dzień od dawna
***
Spacerwałam w pobliżu granic, gdy spadły pierwsze krople deszczu.
****
Ciemne chmury zakryły niebo. Byłam blisko lasu na granicy. Deszcz zaczął spokojnie padać. Kłusem dobiegłam do granicy. W krzakach zobaczyłam jakiś cień
****
Schroniłem się pod drzewami, gdy wpadła na mnie jakaś klacz.
-Ał co robisz? - krzyknąłem
****
-Ślepy?- syknęłam, ale nie miałam ochoty na kłótnie. Zaczęło strasznie lać. Deszcz przerodził się w grad- przesuniesz się, czy oboje nas ma dostać?
Kulki gradu były wielkie. Waliły w nasze zady i łopatki. Ogier przesunął się, i oboje stalśmy pod wielkim dębem. Tam aż tak nie waliło
***
Klacz dostała mocno w zad i pisnęła głośno.
-Nic ci nie jest? - zapytałem od niechcenia - nie wystawiaj tyłka poza dąb, bo będzie nieciekawie.
Klacz spojrzała na mnie spod byka.
****
-Domyślam się- powiedziałam oschle
I znowu deszcz. Tym razem bardzo małe kropelki. Grad przestał padać.
****
Powoli wychyliłem łeb spod korony dębu i po chwili cały wyszedłem i spojrzałem w słońce.
-Gdzie idziesz? - zapytała klacz
-Do stada - odpowiedziałem
*****
Wyszło słońce. Po deszczu zostało tylko kilka kropel na trawie. Otrzepałam się, ogier zrobił to samo.
-Tyrion tak?- uśmiechnęłam się chytrze pod nosem
***
-Nie jestem Kaziu wiesz kotku? - zignorowałem ją
****
-Nie nie wiem, ale skoro wolisz tak nie ma problemu, Tyrion brzmi lepiej mały- machnęłam ogonem
*****
-Właśnie a teraz zmykaj do swojej mamuśki kotku - odpowiedziałem klaczy - nie mam czasu na wygłupy.
****
Poszłam w głąb lasu. Ogier chyba się zdziwił.
-Eee...stado w drugą stronę- powiedział zdziwiony
-Przyda Ci się ta informacja- powiedziałam bez zainteresowania
-A dlaczego tam idziesz?
-Dlaczego nie?
****
-Dlatego, że to nie jest twój teren dzidzia. Poza tym nie masz co tam robić. To nie jest miejsce dla słabych.
****
-Dlatego stąd idziesz?
****
-Ponieważ muszę się z kimś spotakć. - powiedziałem - To klacz. - zaznaczyłem
***
-Wiele to tłumaczy- powiedziałam gniotąc kopytem kolczastą roślinę
***
Klacz gniosła nogą roślinę, gdy nagle się przewróciła.
-No nie! Wbiłam sobe kolec w nogę! Aii!
-Ciamajda - podsumoiwałem - i w dodatku kolec jest trujący - westchnąlem przeciągle
****
-Naiwniak- westchnęłam sztucznie
Wytarzałam się w trawie i wstałam
******
Klacz powiedziała jeszcze raz naiwniak i zahwiała się. Jak pijana.
-Nie mówiłem? - zapytałem, a klacz spojrzała na mnie z bólem i wściekłością
*****
Spojrzałam na kolec w przedniej lewej nodze. Moje oczy zmieniły nogę w kamień (Oczy bazyliszka) Kolec odpadł. Po chwili z noga znowu była normalna.
-Patrz i się ucz- powiedziałam bez przejęcia
*****
-Zauważyłaś może, że teraz nie możesz ruszać nogą geniuszko? - zaśmiałem się z głupoty klaczki - ty się ucz jak żyć kotku.
Już miałem odejść, gdy klacz chcąc za mną iść w czym przeszkadzała jej noga przewróciła się i jęknęła z bólu.
-Pomożesz mi czy będziesz tak stać? - zapytała oschle
****
Chyba nie wiedział co zrobić. W końcu przewrócił oczami i podszedł do mnie.
***
Podniosłem ją. Klacz zahwiała się znowu i upadła przygniatając mnie do ziemi.
-No świetnie - pomyślałem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz