Z raną na brzuchu, człapiąc wolno do Naszej Łąki, ale również i niezwykle zawzięcie, usłyszałam coś.
Nie miałam czasu się odwracać. Przyśpieszyłam, zaciskając szczęki.
Lecz dźwięk się powtórzył, a nawet narastał.
Stanęłam. Złapałam oddech i odwróciłam. Za mną stał mały źrebak!
Zdziwiłam się. Pomyślałam, że należy do tego stada, z którym niedługo zacznie się wojna. Nie pamiętałam jego nazwy, ale konie z niego chciałam chronić, a więc zwróciłam się do niego:
- Co tu robisz, malcu?
Było zmęczone i zaniedbane. Wyglądało, jakby odbyło długą podróż.
- Ja... Ja
Biedak! Nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa.
- Nie kochanie, nic nie mów - powiedziałam, jak do mojej kochanej Delicate, która kiedyś przewróciła się i zdarła kolano. - Wiesz, że jesteś na granicach naszego stada?
Zaprzeczył głową.
- A więc witaj.
Powiedziałam to najradośniej jak umiałam, ale usłyszałam w oddali głośne rżenie, które bardzo mnie zmartwiło.
- Coś się stało?
- Tak - odpowiedziałam. - Niedługo zacznie się walka z innym stadem. Chyba. Musisz się schować. Ja już jestem ranna.
- Dobrze, poszukam jakiegoś miejsca. Jestem dobra w chowanego. A tak w ogóle to na imię mi Mystery. Mogę najeść się waszej trawy?
Uśmiechnęłam się.
- Naszej trawy. Możesz, ile chcesz! Nasyć się i odpocznij.
Powiedziawszy to, podążyłam swoją drogą dalej.
Ciekawe, co u Balou.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz