niedziela, 10 lutego 2013

Od Snow - drugi dzień wojny

-Wstajemy!-Krzykneła Irina.
-Już , już....-Powiedziałem.
Wszyscy staneli. W tedy Irina zaczeła liczyć.Wszyscy są.to dobrze.
Jestem z przodu.Kieruje innymi.Ustawiliśmy się w klucz.
***
Chodzimy już dobre parę godzin.Jest sucho w gardle.W oddali zauważam trawe .Nareszcie!
-Za niedługo jest trawa.Magicy mogą ją przenieść.-Powiedziałem Irinie.
-Mały spacerek nie zaszkodzi.-Odpowiedziały mi na ucho przywódczyni.
-Uwaga!Cwał do trawy.Kto pierwszy , dostanie niespodziankę!-Oznajmiła Irina.
Pocwałowałem najszybciej , jak mogłem.Na mecie byłem pierwszy.Tak!Pomyślałem.Gdy próbowałem zjeść trawę , powąchałem ją.Czuć....Trucizną.
-Gratulacje , Snow!-Powiedziała piękna klacz.Irina.
Próbowała ugryźć Kępek trawy.Jej wargi , prawie się stykneły z otrutą trawą.Lecz w ostatniej chwili skoczyłem i ją odtrąciłem.
-Oszalałeś?!CO robisz?!-Krzyknęła Przywódczyni.
-Ta trawa jest zatruta.Powąchałem.Niech nikt jej nie je.-Oznajmiłem.
-Hm...Sprawdzę.-Powiedziała Irina.Przybrała postać glizdy.Gdy była mała , zobaczyła proszek. Truciznę."A więc jednak , Snow miał racje".Pomyślała.Szybko przybrała postać konia.
-Niech nikt nie je tej trawy.Jest zatruta.To rozkaz!-Powiedziała prawie zatruta klacz.
-Dziękuje.-Szepneła mi na ucho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz