czwartek, 7 lutego 2013

Od Rose - CD historii Balou - Porwanie i początek WOJNY

- Wreszcie! Jakiś postęp.
Zaczęłam nagle chodzić i przygotowywać się. Migusiem zebrałam armię i szybko przygotowałam się pod względem psychicznym. W niecałe dziesięć minut już w walecznej pozycji stałam przed około dwudziestoma końmi.
Balou szybko przyłączył się. Stał zaraz za mną. Po minucie krzyknęłam:
- Ruszać!
Maszerowaliśmy w stronę lasu.
Wkroczyliśmy. Szliśmy nadal przed siebie, gdy nagle tył spotkał się z niezbyt miło nastawionymi kucami. Po chwili wyłoniło się ich więcej. Można powiedzieć, że każdy miał własnego przeciwnika. Zdecydowany marsz w chwilę zamienił się w zawzięty galop. Wojownicy zderzali się ze sobą, a następnie stosowali różne typy walki: od prostego gryzienia czy kopania, aż do walki, jaką toczą samce o samice.
I ja również takiego przeciwnika miałam, tylko, że musiałam trochę poczekać... Niezauważony przez nikogo, prócz przeze mnie, z krzaków wyłonił się gniady ogier. Był ogromny. Miał bliznę przy oku, która prawdopodobnie była jego największym medalem. Widać, że był dobrze odżywiony, w przeciwieństwie do jego nieco wychudzonych wojowników. Wzrok jego stykał się z moim. Trudno utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Niemal się złamałam. Wyglądał strasznie. Miał poszarpaną grzywę, posklejaną we krwi wrogów. Ciarki przeszły mi po karku, ale nie ze strachu. To było podekscytowanie, że wreszcie go bliżej zauważyłam.
- Witaj po długiej przerwie - rzucił pierwszy. Cicho i jednocześnie złowrogo, żądny krwi i zemsty...
Starałam się być obojętna na jego słowa.
- Cieszę się z naszego spotkania. Nie mogę się doczekać, aż ktoś z nas zginie... ty.
Zaprzeczył głową.
- O, ty durna klaczko... Zarzucasz mi, że źle opiekuję się swoim stadem, gdy ty teraz właśnie zraniłaś wielu swoich.
O nie. Obróciłam się. Teraz było już kilkunastu walczących. Na ziemi leżały ciała. Konie w ogóle nie uważały na nie. Wrogowie po nich z zadowoleniem deptali. Czułam, że trzeba im pomóc. Gdy podchodziłam do rannego Figa, ogier zaatakował mnie. To było do przewidzenia! Upadłam, ale szybko wstałam. Zawołałam Balou. Ostatnim zamachem pokonał przeciwnika i zaczął mi pomagać, jednak potężny przywódca odepchnął go. Trafił w drzewo, a następnie stracił przytomność.
Czułam się bezradna, ale zaatakowałam go. Stanęłam dęba, kopnęłam kopytami i zamierzałam go ugryźć, ale  on odsunął się. Trafiłam w ziemię. On skoczył na mnie, leżał na mnie, patrzył na mnie...
- Powiedz swe ostatnie słowo, klaczko! - parsknął.
Przez chwilę udawałam, że płaczę. Czułam, że nie widzi już we mnie zagrożenia. Wtedy właśnie wykonałam gwałtowny ruch i ogryzłam go w chrapy. Strasznie go to bolały. Leciała mu krew. Wstał powoli. Ja wtedy miałam szansę go pokonać. Chciałam zadać mu ostatni cios, gdy nagle poczułam okropny ból gdzieś z tyłu. Wróg za mną pokonał mnie. Zemdlałam.
***
Obudziłam się głęboko w lesie. Wokół mnie były ślady krwi. Moje stado nagle zniknęło, nikogo nie było. Odwróciłam się i wtedy zauważyłam leżącego koło mnie nieznanego mi ogiera! Był aż za blisko. Po głowie krążyły mi dziwne i złe myśli. Chciałam wstać, ale zorientowałam się, że moje tylne nogi zostały przywiązane do drzewa tak, bym nie mogła wierzgnąć. To nie była zwykła lina, to było coś z czyjejś mocy, inaczej koń nie umiałby tego zrobić.
Nagle poczułam zbliżenie jeszcze innego konia. Również potężny samiec. Schylił się do mnie i powiedział jak do śmiecia:
- Ładna, potężna alfa... Cenny łup.
Chciałam zaprzeczyć, ale on krzyknął:
- Będziesz nasza! Przyda nam się jakaś klaczka, prawda, chłopcy? - powiedział ze śmiechem do reszty. Zgromadzili się wokół mnie i dotykali w różne miejsca chrapami. Nie dałam się i ugryzłam jednego z nich.
- O, ostra! - zaśmiał się jeden i zaczął przymilać. Czułam się okropnie, na szczęście uratował mnie pewien głos... Głos przywódcy!
- Zostawcie ją!
Wszyscy oddalili się.
- To wpływowa osoba w naszym kraju. Może kazać swojemu stadzie robić to, co tylko zechcemy pod groźbą jej zabicia...
Obślinili się z zachwytu.
- Najpierw każemy przyprowadzić wszystkie klacze! Wykorzystamy je, a następnie zabijemy.
Oczy rozszerzyły mi się z niedowierzania.
Przywódca swoją mocą przedłużył mi linę. Wstałam i on po prostu sobie odszedł.
- Tak właściwie, to teraz możecie robić z nią to, co chcieliście. Nie będę przeszkadzał.
Wróciłam do punktu wyjścia. Chciałam uciec, a oni na mnie naskoczyć i "kochać" ile wlezie. Ale tak naprawdę każdy był bez serca.
Zastanawiałam się, jak wysłać wiadomość stadzie, że zostałam porwana.

(Irina lub Balou (kto pierwszy)... Przedstawcie tylko sytuacje w stadzie, gdyż jesteście bardzo ważni. Jak na razie jeszcze nie próbujcie mnie uwolnić, musicie się dobrze zorganizować)
___
Tak, Rose naprawdę została porwana! Stado jak na razie nie ma opcji uwolnienia jej, nawet nie wiedzą, gdzie jest.
ZACZĘŁA SIĘ WOJNA ZE STADEM ŚREDNIEGO KOPYTA.
___
Dopisek od Iriny xD
"kochać ile wlezie" - a Silver wie? ;]
___
Chyba nie zrozumiałaś, droga Ir xD
Nie w tym sensie, że... xD

1 komentarz: