Ruszyłem cwałem w stronę stada. Nagle usłyszałem tent koło siebie. Eldorado zrównał się ze mną i powiedział :
- Mogę pomóc ? To prze zemnie macie kłopoty.
- Chodź ze mną - sapnąłem i przyspieszyłem.
Nie na darmo uczę się u Pianissimy. Spojrzałem stado było blisko ale wrogowie byli bliżej niego.
- Poczekaj tu - niemal warknąłem i wzbiłem się w powietrze ale ogier poleciał za mną. Zdziwiłem się.
- Władam powietrzem - powiedział usprawiedliwiająco.
Szybko lecieliśmy i wkrótce minęliśmy wrogów. Zarżałem najgłośniej jak potrafiłem. Wszystkie konie zerwały się na nogi.
- Przygotujcie się do obrony !!! - na pewno słyszeli ale powtórzyłek kilka razy zanim wylądowałem.
- Otoczcie opieką źrebaki ! Gdzie jest Sliver ?
- Tu jestem. - ogier wyłonił się z tłumu.
- Mamy wojnę - wyrzuciłem z siebie - Rose stanęła w obronie Eldorado. Tamto stado wtargnęło na nasze tereny.
- Gdzie ona ? - spytał Sliver
- Na polanie. Tam walczyliśmy. Muszę po nią teraz wrócić bo ty jesteś tu potrzebny. Jako dowódca.
Sliver rozejrzał się. Wszystkie konie oczekiwały komend od niego. Zaczął energicznie rozkazywać. Pokłusowałem do Apollo.
- Daj coś na rany ! - wrzasnąłem - chodzi o życie Rose.
Nie byłem zbyt miły ale to nie miało w tym momencie znaczenia. Dał mi jakieś zioła.
- Obłóż tym ranę zagoi się w ciągu 5 minut. - powiedział
- Dziękuję.
Gdy odnalazłem Rose leżała na trawie, a obok niej nerwowo chodził Eldorado.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam .... - powtarzałem - Nie chciałem. Zawiadomiłem stado. - szepnąłem i położyłem jej zioła na ranie.
- Jak długo to potrwa ?
- 5 minut.
Rzeczywiście po 5 minutach rany nie było, a Rose powiedziała :
(Rose?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz