środa, 3 kwietnia 2013

Od Rose i Wolf Dark - Narodziny, śmierć i śmierć...


Na łące panował chaos.
"WD dziś rodzi, Wolf Dark urodzi, ONA dzisiaj wyda na świat potomstwo! Z Neronem, była w ciąży!" - tylko to się słyszało.
A ja nie byłam zadowolona. Razem z Balou (gdyż Silver właśnie tarzał się w stopniałym śniegu i w ogóle nawet zapomniał, kto to Neron ), martwiłam się, na kogo wyrosną maluchy. Mogą się przecież wcielić w rodziców.
- Nie mogę tego tak zostawić - powiedziałam. - Ostatnio miała trudne chwile. Mogło to zaszkodzić jej dzieciom...
Beta spojrzał na mnie wnikliwie.
- A ja zaszkodzę im jeszcze bardziej!
Po chwili już galopowałam w stronę granicy. Szybko przeskoczyłam płot, sama nie spodziewając się takich umiejętności, i rozejrzałam się. Zaczynał się ciemny las, do którego pełny wstęp miał tylko nasz wyrzutek.
- Ciekawe, czy sam się po dobroci pojawi, czy będę musiała go szukać. Pewnie to drugie. Teraz nasza WóDka jest osłabiona. Nie może robić nic gwałtownie. Leży i kwiczy, może zaraz nawet urodzi. Ruszyć się nie ruszy. Grunt, że mam przewagę
***
Ból był okropny. Neron gdzieś polazł jak zwykle, a Friko ganiał za Nirvaną. Zostałam sama na polanie. Niepokoiła mnie tylko obecność Rose. Wyczułam jej obecność w lesie.
***

Czułam, że ona mnie wyczuła i wyczuła mnie wyczuwającą ją
Jednak na moim karku nie pojawiła się żadna ciarka. Nastawiłam uszy. Usłyszałam cichy jęk, gdzieś po prawej. Już wiedziałam, co robić. Wyskoczyłam zza krzaków i krzyknęłam, że to koniec.
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to przestraszony jelonek z wiewiórką dobierającą mu się do ogona.
Postanowiłam to powtórzyć. Po krótkiej chwili znów usłyszałam jęk, tym razem po lewej. Pokłusowałam tam najciszej jak potrafiłam, by wyskoczyć i zobaczyć JĄ... Z wielkim brzuchem, pod postacią wilka.
***
Nie zdziwiłam się, ze przyszła Rose. Z trudem wstałam i powiedziałam:
-Ohhh! Rosee przyszła mnie odwiedzić... Jak to miło. Nie masz prezentu? A to szkoda... -jęknęłam cicho, teraz z bólu od rany zadanej przez Shanti. Ciemnoczerwona smuga biegła od karku po dół brzucha. Jednak postanowiłam zmierzyć się z klaczą.
***
- Przykro mi, ale dziś musisz leżeć spokojnie. No bo chyba nie chcesz, żeby... - i to nie dokończyłam. 
Wbrew moim słowom, zaczęłam ją prowokować. Świetnie, pomyślałam.
- No ale choć, stocz ze mną walkę, jeśli chcesz! - uśmiechnęłam się wrogo. - No, dawaj! Nie leż tak!
I tylko czekałam, aż to zrobi. Biedne dzieci... powiedzmy. 
A ona powoli wstawała i szczerzyła kły. 
Próbowała mnie zadrapać. Bez większego problemu, ominęłam każdy jej ruch łapą. Nie mogła się wybić w powietrze, by na mnie porządnie skoczyć. A ja dalej prowokowałam, nawet delikatnie zniżyłam się do jej poziomu, gdyż była wyższa. Stałam zaraz przed nią udając, że jestem łatwą ofiarą, a ona widocznie w to wierzyła.
***
-Koniec tej zabawy Rosee- westchnełam udając smutek- teraz poniesiesz karę za łamanie własnych zasad....
Na miejsce głębokiej szramy pojawiły się metaliczne łuski. Delikatnie skrojone tworzące zwarty pancerz. Jasnoniebieski oczy pałjące wściekłością.
-Myślałaś że można ze mną tak pogrywać! Hmmm?
-Ale ty....- wyjąkała drżącym głosem 
-Tak teraz ty nie masz szans - wyszeptałam i machnęłam lekko kolczastym ogonem powalając klacz na ziemię. Powtórne uderzenie trzasnęło klaczą o pobliski drzewo.
-Ty ty, jesteś zła! - krzyknęła przez łzy
-Nie osądzaj innych zanim ni poznasz ich historii- wyszeptałam do jej ucha melodyjnym szeptem. 
***
- Skąd ty jesteś, że potrafisz zamienić się w... smoka?!
Burknęła.
- Może istnieją? 
Wściekłam się.
- Nie, nie istnieją!
Rzuciłam się na nią. Była może większa ode mnie o głowę. Zaczęłam wierzgać. Część jej pancerza rozbiła się. 
Zbyt lekko. Już miała coś ze mną zrobić, gdy nagle zmieniła się w wilka i upadła. Była za słaba na przemiany. 
- Ro... 
Na początku nie wiedziałam, o co jej chodzi. Triumfowałam, pewnie wygrałam. Tak, z wielką panią WD. 
- Ros... - powtórzyła i przymknęła oczy. 
No przecież.
Kiwałam z niedowiedzeniem głową.
- Wolf Dark, ty rodzisz! Rodzisz!
Sapnęła.
I już wiedziałam. Tak, teraz mogłam ją zabić. Słaba mamusia nie miała teraz czasu, pomyślałam, udając bezlitosną.
Już podniosłam kopyta, ale wylądowały koło jej nóg. Nie, nie mogłam tego zrobić. Próbowałam, ale patrzyła na mnie ciężko i błagalnie. A Nerona nigdzie nie było. Tylko ja mogłam jej pomóc. Nie, też nie mogłam. Spojrzałam na małą istotkę, która pokazała jedynie tylko swój nosek. 
Była chwila napięcia. Czy coś zrobić?
Może i zastanawiałyśmy się my, ale nie wilczątko. Wystawiło już całą główkę. 
I wtedy ja, głupia, lekko stanęłam dęba i walnęłam ją kopytem, jak dorosłą osobę. Prosto w pyszczek. 
Zdałyśmy sobie sprawę, co uczyniłam. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać.
Wolf Dark spojrzała na mnie smutnie. Smutek jednak po chwili przemienił się w nieopanowaną furię. 
- Krew!!! ZABIŁAŚ GO, idiotko!!! ZABIŁAŚ!!!
Oddaliłam się. Nie wierzyłam, że to zrobiłam.
- ZABIŁAŚ GO!!! - ciągle słyszałam, gdy odchodziłam. - ZEMSZCZĘ SIĘ!! 
Tak, ona to zrobi.
Sumienie dręczyło mnie ciągle i w nim odbiegłam. Prosto na Wolne Pole, gdzie teraz rozmawiali sobie inni.
Nic nie mogłam robić, płakałam. Gdy podszedł do mnie Rafaello, by spytać się, czy z nim pogram, przytuliłam go i wyobraziłam sobie, że nie żyje. Popadłam w okropny stan. Trudno było mnie pocieszyć.
- Rose, a może wyrósł by na złego? - próbował Balou.
- To nie jego wina... - szepnęłam i padłam na trawę.
Przejdzie, myślałam sobie, przejdzie. 
I godzinę później już nie płakałam. Byłam nawet trochę zadowolona. Wyrzuciłam z umysłu jej spojrzenie, jej słowa. Ale gdy z uśmiechem zasnęłam, słyszałam: ZABIJĘ CIĘ!!! ZABIJĘ!!!
Znowu.
***

Miałam dwoje dzieci. Jedną klaczkę i jednego ogierka. 
-Nigdy nie wybaczę tego Rose. - przemknęło mi przez myśl - i ona też sobie tego nie wybaczy...
Postanowiłam się do niej wybrać. Byłam już w pełni sił... Prawie. To wystarczyło.
***
Próbowałam zasnąć. Robił się już wieczór, choć słońce nadal przedzierało się przez gałązki liści.
- Pewnie już urodziła - każdy mówił.
Tylko nie rozmawiał o tym Balou, który jako jedyny wiedział o moim czynie. Pokiwał do mnie porozumiewawczo głową i oddalił się od grupki.
Zciemniło się. Księżyc oświetlał nasze pyski. Nie kładliśmy się jeszcze, lecz opowiadaliśmy straszne historie.
- I wtedy wyłoniła się ciemna postać, owinięta białą powłoką, która... - ciągnęła Shanti. Lecz to nie ona dokończyła...
- Która postanowiła się zemścić... 
Było można usłyszeć głosy przerażenia. Duża wilczyca opuściła na trawę coś małego w porównaniu do niej. Białe coś, śmierdzące. Wiatr przeczesał jej sierść i ja już wiedziałam, o co chodzi. 
Chciałam uciekać, ale coś mnie sparaliżowało. Czułam, jakby każdy duch po kolei zaglądał mi w oczy.
- No, no, Rose nasza... Kogo mam zabić? 
Nikt nie odpowiedział. 
Wyglądała, jakby miała wściekliznę. Jej ślina spłynęła po martwym ciele dziecka i wpadła do krótkiej, mokrej trawy.
- Wiem, JĄ! - krzyknęła. 
Działo się to tak szybko. 
Nie byłam w stanie obronić cichej, skulonej Delicate... 
Nie widziałam dobrze, ale była już w pazurach Wolf. 
Jadła ją. Słyszałam, jak przecina jej ścięgna. Nastała cisza.



Padłam na glebę krzycząc, że już wygrała, nie mam siły... Delicate była dla mnie wszystkim.
Krew popłynęła po jej futrze.
- Czuj to, czuj... - przewróciła mnie i zaczęła dusić swoją brudną sierścią. - To jej krew!
Odepchnęłam ją, ale byłam w rozpaczy. 
I teraz, gdy księżyc oświetlił zwłoki, nikt na nie ważył się popatrzyć. Oczekiwali najgorszego - jedynie poszarpanego szkieletu młodej alfy.
Lecz i znaleźli się śmiałkowie.
- To nie Delicate... - ktoś powiedział. - To... to White!
Poświęciła się, skoczyła w ostatniej chwili. Ona leżała pod nią, nieprzytomna. Małe draśnięcie jedynie zdobiło jej pyszczek. Nie wiedziałam, czy Wolf Dark się zorientowała, ale kazałam wszystkim milczeć. Nie chciałam jej tego zdradzać, gdyby nie wiedziała. Ulżyło mi. Nie chodzi o to,że była dla mnie kimś nieważnym, lubiłam ją. Po prostu to nie była moja córka. Serce po chwilowym rozłamie znów zaczęło się sklejać.
- Rok ją wychowywałam! Ty... poszło teraz wszystko...
- Do diabła. Mojego diabła - dokończyła. - Dziękuję za miły wieczorek.
I pobiegła, zostawiając dwa trupy: swoje martwe szczenię i klacz z naszego stada.


---
1. White naprawdę zginęła.
2. Wolfi urodziła jedną klaczkę i jednego ogiera, ale jako wilczki (odziedziczyły po niej przemiany_

3. Wiecie, że WD to WEGETARIANKA?!

12 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda z White....to jej już nie będzie?! :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah, ja zrozumiałam to inaczej! D;
    Straszne to opowiadanie.. ._.

    OdpowiedzUsuń
  4. WEGETARIANKA?!?!
    A KIEDY POJAWIĄ SIĘ KUNIKI WD?? XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Wmyśliłam nowe słowo: WD strofa( inaczej katastrofa) xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ma Eliksir Płodności....nie urodzi dwa xD

    OdpowiedzUsuń
  7. WD jest fajna i nie miejcie do niej wontów. A jeśli chodzi o opowiadania to taki ma obowiązek :). A to że chce zabić Rose za to że zabiła jej źrebaki to normalne. Ale żebyś Rose nie pomyślała że ja do cb mam wąty bo w cale nie mam.

    OdpowiedzUsuń