Zarżałem z zadowolenia. Do tej pory wszystkie klacze nie były dla mnie. Wolałem moich kumpli, ogierów. Te klacze to często były jakieś beznadziejne, delikatne duszyczki. Ta też, jak to jest już w naturze tej płci, to skrywała, ale... ale jednak miło z nią było. Wcale mi to nie przeszkadzało. Wyścigi z nią były świetne. Miała silne nogi. I w tej chwili, gdy to pomyślałem, poczułem się dziwnie. Odgoniłem się od czarnych myśli i coś chciałem powiedzieć, ale Mała Czarna zaproponowała wyprawę do Ogrodu Zakochanych.
No nie... Skrępowałem się. Nie miałem na to najmniejszej ochoty. Zachowywała się trochę tak, jakbyśmy byli już najlepszymi przyjaciółmi, choć dopiero się poznaliśmy. Lubiłem ją, ale ona za wcześnie to zaproponowała, nie w tej chwili.
- Chętnie tam się przejdę, ale nie dzisiaj. Lubię cię, ale tamto miejsce niestety nie jest już tak sympatyczne - zaśmiałem się.
Według wszystkich było to najpiękniejsze miejsce, mnie jednak chwilami obrzydzało. Wiem, że niedługo to się zmieni, lecz jeszcze jak młody ogier wolałem brykać po łąkach.
Jeszcze się pościgaliśmy, aż wreszcie cali upoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz