niedziela, 3 lutego 2013

Od Rose - CD historii Balou - To chyba początek WOJNY


Rozwcieczyłam się. Wpadł do nas potężny, widocznie zły ogier. Z jego powodu uciekło do nas kilkadziesiąt biednych koni. Miałam ochotę je bronić.
- Nie oddamy tego konia! Widocznie źle traktujesz swoje stado, skoro konie uciekły do nas, gdzie wszystkich dobrze traktujemy! 
Poczułam, że mój ton był bardzo waleczny. Jednak nie czułam, że od razu wygram...
- Aha, a więc jest tu ich jeszcze kilka? - powiedział, okrążając mnie. Ja jednak odskoczyłam, patrząc mu z groźbą w myślach w oczy - Bezczelna! Masz zamiar je tu chować?! - krzyknął nagle.
Zaprzeczyłam głową.
- Nie... Nie chcę ich chować.
Opuściłam głowę i wzdychnęłam. To, co zaraz powiem, będzie niezwykle ważne i zmieni cały bieg historii.
- Ja będę z nimi walczyć.
***
Minęły okropnie długie dwie minuty. Dla mnie były wiecznością.
Balou, który był schowany za drzewami, nie mógł uwierzyć w moje słowa. Kręcił głową i myślał, co tu zrobić. Przywódca przeciwnego stada nie był zadowolony.
Zaśmiał się głośno i stuknął kopytem w ziemię.
- Chcesz walczyć, klaczko? Śmieszne!
Próbowałam zignorować jego irytujący śmiech z dorzuconym kilogramem sarkazmu. Popatrzyłam na niego jak na największego głupka i znowu rzuciłam:
- Dobrze słyszałeś. Chcę z nimi walczyć. Nie oddamy ich.
Przestał się śmiać. Wyprostował się tylko. Spoważniał. W jego oczach rysowała się wściekłość.
- A jednak...
To wydarzyło się bardzo szybko - ogier stanął dęba, napierając na mnie.
Przewróciłam się. Jeszcze raz to robił. Jego kopyto na szczęście wylądowało tuż obok mojej głowy, nie na niej.
Energicznie wstałam. Zaczęłam toczyć z nim końską walkę, jak dwa ogiery o samicę.
Rżałam głośno, przywołując Balou.
Wybiegł zza drzewa, już właśnie chciał zadać przeciwnikowi bolesny cios... Gdy nagle się obróciliśmy i jego kopyto trafiło w mój brzuch.
Upadłam na ziemię. Czułam, że krwawił. Miałam już wiele ran, więc było dla mnie to niebezpieczne. Jeszcze nie skrzepła mi do końca krew z walki toczonej pół tygodnia temu.
Balou zmartwił się tym. Chodził koło mnie zapominając o przywódcy. On uznał go jednak za małe niebezpieczeństwo i pobiegł w głąb naszych terenów.
- Łap go! - krzyknęłam - Szybko! Biegnie do Naszej Łąki, gdzie śpią konie!
***
Ogier ruszył z kopyta. Gonił "tego złego".
Ja za to w tej chwili już wstałam. Wiedziałam, że nie mam szans przyczłapać do stada. Bolało. 
Ale był ktoś, kto mógł mi pomóc i zawsze wiedział, kiedy się zjawić.
- Co mam dla ciebie zrobić, droga Rose?
Tak, to był głos Wolf Dark.
Siedziała teraz jako puma na pobliskim drzewie. Gdy zwróciłam na nią uwagę, zgrabnie z niego zeskoczyła i widząc pozwolenie w moich oczach, przeskoczyła delikatnie płot. Podeszła do mnie najbliżej jak mogła, by mnie zastraszyć, ale usiadła.
Nie oddaliłam się od niej, a szepnęłam:
- Wiem, że wszystko widziałaś.
Zastanowiła się, ruszając niewiadomo głową.
- Może tak... A może nie...
- Wiem, że tak! - odpowiedziałam żwawo.
Przeistoczyła się w mojego Rafello.
Uśmiechnęła się słodko i okrążała mnie mówiąc:
- Mamusiu, stado jest w niebezpieczeństwie! Mamusiu!
A po chwili dodał:
- Ja też... Ratunku, mamo!
Popatrzyłam na niego, prawie płacząc ze wzruszenia. Ono także, bardzo smutnie, jakby zaraz miało umrzeć, a bardzo tego nie chciało.
Gdy jednak znalazł się przy moim pysku, jego oczy zabłyszczały nieufnie. 
Obudziłam się. Tak, to przecież nadal tylko WD!
Widząc, że przestało już to na mnie działać, wróciła do dawnej postaci.
Zaczęła się oddalać. Przeskoczyła z powrotem przez płotek.
- Powinnaś ruszać. A ja? Ja ci nie pomogę. To twoje stado.
Usłyszałam warknięcie i nie było już jej... Zostałam sama. Otoczona milionami myśli, zaczęłam wracać.

(Balou, co z naszym stadem, uciekającymi końmi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz