-Kolejny członek w stadzie. Nie długo to będziemy stadem nie pokonanym.-powiedziałem do klaczy
-Tak, widzę że tu bardzo dużo koni jest.-odpowiedziała, rozglądając się dookoła
-A może chcesz żebym cię oprowadził, zresztą i tak nie mam nic do
roboty, oprócz pilnowania terenów. Ale myślę że przez tą jedną małą
chwilkę się nic nie stanie.
-Naprawdę byś mógł? -spytała się
-Jasne.-odpowiedziałem i poszłem a ona za mną.
-Tutaj jest Wodospad Wschodu. Głośno to trochę, ale można z łatwością się zrelaksować.
-Pięknie tutaj –powiedział
Poszliśmy dalej, i opowiedziałem jej o różnych miejscach w stadzie. Na końcu poszliśmy na Opuszczone Pastwisko.
-Trochę tu strasznie-powiedziała klacz i odsunęła się trochę w tył.
-Spoko, nic się nie stanie.-powiedziałem choć sam nie byłem pewien.
Byłem strażnikiem i wyszkolono mnie na niego, więc umiałem walczyć.
-Wierzę ci, Martelu-powiedziała i poszła za mną.
Gdy wyszliśmy z tego miejsca, poszliśmy z powrotem na tereny stada.
-I jak? Podobało się? -spytałem
-Bardzo-odpowiedziała
Nagle zza krzaków wypadła puma. Zawsze gdy z kimś jestem wypadają jakieś zwierzęta.
-Fajnie, znowusz?! Za co, pytam, za co?!-krzyknąłem, lecz widziałem
klacz i jej wzrok. Nie miałem wyboru i puma rzuciła się na Angelie.
-E… e …e.. nie ma takiego czegoś, ty moja kochana,
drapieżnico.-powiedziałem z ironią w głosie i rzuciłem ogniem prosto w
nią. Lecz jak na przekór życia, puma zawołała swoich.
-No… Yyy… 1:0 dla pum.-powiedziałem i wyczarowałem ognisko.
-Angelia! Chodź do ognia! -krzyknąłem do klaczy odganiającej się i dzielnie walczącej z pumami.-Szybko!
-Ale ja nie mogę wejść do ognia!
-Możesz, szybko!
Angelia na początku się wahała, ale w końcu zdecydowała się i wskoczyła do ognia.
-Ej ….. możesz otworzyć oczy. Tu nas nie dorwą.-powiedziałem i próbowałem uspokoić klaczkę.
Otworzyła lekko oczy, i podniosła głowę.
-Wiesz też mam żywioł ognia, ale nigdy w niego nie skakałam.
-Spoko-odpowiedziałem spokojnie i popatrzyłem klacz w oczy. Roześmiała się.
-No co? Spytałem, sam się śmiejąc.
-Nie nic, tylko… albo dobra nic-powiedziała jeszcze raz spoglądając się na pumy próbujące przebić się przez ogień
-Spoko, nie będę cię zmuszał do gadania.
Gdy tylko pumy sobie odpuściły, bariera opadła. Ostrożnie rozglądając się, powiedziałem:
-Już se poszły, chodź,
Klacz poszła kilka kroków do przodu i rozejrzała się.
-Uff… już sobie poszły-powiedziała z ulgą
-No nie stety…
-Co to miało znaczyć nie stety -spojrzała się na mnie i uśmiechnęła
-Mogliśmy się z nimi pobawić, trochę… -spojrzałem się na nią i odwzajemniłem uśmiech.
-Ja już dziękuję zabawy na dziś.-odpowiedziała
-To odprowadzić cię do jaskini? Ciemno jest.- zasugerowałem
-Jak chcesz?
-NO to odprowadzę cię
Poszliśmy na łąkę, a ona weszła do jaskini.
-Nie idziesz do swojej- spytała
-Mam nockę- odpowiedziałem
-Szkoda… -powiedziała i uśmiechnęła się do mnie- Spojrzałem się na nią i poszedłem na tereny.
-Mam drugiego przyjaciela- pomyślałem i zacząłem obserwować okolicę.
Była już tak 2:00 w nocy, gdy usłyszałem czyjeś kroki.
-Kto to?- spytałem
-To ja. Przyszłam bo obudziłam się w nocy i nie mogę zasnąć.-odpowiedziała Angelia
-Spoko. W czymś ci pomóc?- zapytałem się
Angelia odpowiedziała:
(Angelio, dokończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz