Obserwowałam zachmurzone niebo. Zaczęłam zasypiać, kiedy zimne krople deszczu zaczęły spadać z nieba. Przemoczona zaczęłam szukać schronienia. Natrafiłam na jakąś jaskinię, nigdy wcześniej jej nie widziałam. Zaciekawiona znaleziskiem weszłam do niej. Było ciemno, nic nie widziałam. Szłam krętymi korytarzami. Nagle potknęłam się o coś. Było to kopyto jakiegoś konia..
***
Na dworze padał przenikliwy deszcz. Nie miałam ochoty moknąć na łące, więc nerwowo rozejrzałam się wokoło. Zauważyłam jaskinię wystającą znad rowu skalnego. Paroma susami znalazłam się w jej środku. Otoczyła mnie ciemność. Jedynie zza wąskiego korytarzu widać było ciemne, bure chmury. Weszłam głębiej w obawie przed burzą. Przeszedł mnie dreszcz na myśl, że będę tu musiała spędzić najbliższe parę godziń.
Naraz usłyszałem ciche stąpanie kopyt. Myślałam, że dobiega ono z zewnątrz, jednak zbliżało się coraz bliżej.
Zza zakrętu wyszła jakaś sylwetka. Czułam tylko jej oddech, a korpus nadal był dla mnie niewidoczny. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy coś zachaczyło o moje wystające kopyto..
***
Skoczyła mi adrenalina. W oddali spostrzegłam małego świetlika. Stałam w ciszy czekając na dalszy przebieg wydarzeń. Świetlik leciał dalej. W końcu był obok mnie.
- Shanti?
- Faith?
- Jak to dobrze, że to ty... - odetchnęłam z ulgą.
***
Rozświtliłam jaskinię światłem księżyca.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam. - Znaleźliśmy się w tym samym nietypowym miejscu, o tym samym czasie.
Faith także wyglądała na zdziwioną takim obrotem spraw.
- Nie wiem.. - zciszyła głos. - Ale ta jaskinia wydaje mi się jakaś dziwna.. Czuję się tak, jakby ktoś nas obserwował.
***
W korytarzu zrobiło się prawie zupełnie jasno. Otaczała nas mgła. Gdzieniegdzie można było dostrzec ogromne stalaktyty, stalagmity i stalagnaty. Ziemię i ściany pokrywały ogromne plamy krwi. Zdecydowanie nie wróżyło to nic dobrego.
****
Rozejrzałam się dookoła. Dopiero teraz dostrzegłam otaczającą nas krew.. Gdzieniegdzie walały się też szczątki jakichś stworzeń.. Obrzydlistwo!
- Może lepiej stąd wyjdziemy? - przełknęłam głośno ślinę.
Faith pokiwała stanowczo głową. Wycofaliśmy się do tyłu. Już chciałam przejść przez wyjście, ale... nie było go!
*****
- Ale.. Ale jak to? - byłam zdezorientowana.
- Nie rozumiem.. Przed chwilą było tu wyjście..
- I co my teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia.
- Może ktoś robi sobie z nas żarty? - po wypowiedzeniu tych słów wzięłam rozbieg - może to tylko narzucony na wyjście materiał?
Nie udało mi się wydostać. Uderzyłam o zimną, kamienną ścianę. Zrezygnowana położyłam się.
- Sh-Shanti? Powiedz, że ty sobie ze mnie żartujesz? I to ty podłożyłaś tą kartkę...? - głos mi się załamał.
- Jaką kartkę?
- Tą.. Tą tu..
****
Popatrzyłam na nią z przerażeniem.
- Nie, to nie ja! - powiedziałam zdesperowana. - I zauważ, że to chyba nie jest żadna kartka..
Dosłyszałam szybkie bicie serca klaczy. Odwróciłam się do tyłu a tu... kilka milimetrów przed moim oczami zawisł zakrwawiony szkielet konia. Wrzasnęłam i odskoczyłam do tyłu, gdzie wpadłam na ścianę. Derzyłam się z nią i upadłam na ziemię.
***
- Uciekajmy! - krzyknęłam przerażona.
- Ale gdzie?!
- Nie wiem! Biegnij za mną!
Galopowałyśmy w dal nie zważając na nic. Wokół słychać było szum, przypominał on szept..
- Ślepa uliczka..
- Zawróćmy!
Nie było jak zawrócić. W miejscu korytarza znikąd pojawiła się ściana. Nagle skalne pomieszczenie zaczął wypełniać zielony dym. Oczy same mi się zamykały, zaczęłam robić się senna, jednak nie chciałam zasnąć..
***
Dym zaczął wnikać we mnie. Poczułam nieodpartą chęć klapnięcia na posadzkę i zaśnięcia snem wiecznym, jednak coś trzymało mnie przy rzeczywistości. Stałam i wpatrywałam się w osłupiałą towrarzyszkę niedoli.
- Co robi..aaa.. my? - zapytałam ziewając.
Klacz popatrzyła na mnie nieprzytomnie. Usiadłam.
***
- Jestem zmęczona, ja idę spać...
****
Nagle dym znikł. Otrząsnęłam się. Zaczęłam dochodzić do siebie i przeanalizowywać sytuację. Z przerażeniem zobaczyłam, że Faith kładzie się na ziemię i zaczyna zamykać powieki.
- Nie! - krzyknęłam jej w ucho.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz