Był zimny poranek. Siedziałam nad rzeką i czekałam.... czekałam, aż ktoś się mną zainteresuje. Ostatnio nikt na mnie nie zwracał uwagi, wszyscy byli zajęci sobą, swoim potomstwem lub innymi ważnymi sprawami. Ja nie miałam nikogo. Myśli jeszcze bardziej mnie przygnębiały, a oprócz zatapiania się w umyśle nie miałam nic innego do roboty.
Po pewnym czasie usłyszałam czyjeś kroki. Wzdrygnęłam się zaskoczona. Po sylwetce poznałam, że to koń. Zbliżał się powoli, a po chwili już widziałam jego rysy. To był Mortuus.
- Cześć... - przywitałam się cicho.
- Hej. - odpowiedział wzdychając lekko.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, ale nie mogłam już znieść tej głębokiej ciszy więc odezwałam się.
- Co cię tutaj sprowadza? - zapytałam.
- Spacerowałem sobie tylko. - odpowiedział. - A ty, czemu siedzisz tutaj samotnie?
- Co mam innego robić? - zapytałam przewracajęc oczami.
- Nie wiem. - powiedział. - W zasadzie, to ja tak samo się czuję.
Kiwnęłam głową.
- Może pogadamy? - zapytałam nieśmiało
< Mortuus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz