Znałam Jacoba od dłuższego czasu, znaliśmy się już jako 1,5-roczniaki, był jednym z najfajniejszych ogierów, które poznałam. Niestety los nas rozdzielił. Byłam bardzo szczęśliwa, że przybłąkał się w te strony i doszedł do stada. Wszystkie konie, patrzyły zdziwione, jak promienieję. Nie dziwię się, cały czas byłam oschła i wredna.
-Z chęcią – odpowiedziałam, zapowiadała się niezła zabawa. Ruszyliśmy rozmawiając nad wodospad. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdki, a od wody biło światło, weszliśmy do niej, opadająca woda opryskała moje futro, Jacoba zresztą też, wesoło bawiliśmy się, po czym zamilkliśmy, jak od dawna nie czułam się taka kochana.
-Przeminęło z wiatrem… - skwitował ogier nasze lata rozłąki.
Usłyszeliśmy stukot i wparowała na polankę White, biegnąć za źrebakami.
-Widzieliście je gdzieś? – zapytała zdyszana
-White, nie widzisz, że jesteśmy zajęci? – mruknęłam niezadowolona, że przeszkadzają mi w takim momencie. – Biegły w stronę Jeziora Mgły.
Klacz odeszła od nas szybko.
-Jesteś taka piękna… - mruknął ogier, ocierając głowę o moją szyję, delikatnie go objęła.
(Jacob?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz