Na chwilę ucichłam i zanurzyłam pysk w wodzie by pić. Była chłodna, ale smaczna, usłyszałam podejrzane ludzkie pomruki, podniosłam głowę, i zaczęłam patrzeć. Na kasztanowych ogierach pędzili w naszą stronę ludzie, w rękach trzymali strzelby, jeden powiedział coś do drugiego i wycelowali w Melodię.
-Nie ruszaj się… - zarżałam
-Co? – już miałam uciekać, ale przypomniało mi się, Melodia ma źrebięta, niech nie będą sierotami, i skrzecząc wpadłam w linię kuli a klaczy, dostałam w łopatkę, wielki ból przeszył moje ciało.
-Uciekaj w las, byle nie do stada, zgub ich! – szepnęłam do karej, która zrobiła jak ją prosiłam.
Mężczyźni ponownie naładował broń, ale Mel zniknęła im już z oczu, nie mieli zamiaru jej gonić. Zastygłam nie ruszając się, po pierwsze, może dadzą spokój, po drugie, i tak nie mogłam.
-Patrz, jaką siwkę trafiłeś – stwierdził jeden – Zdechła do strzału, nieźle.
Potem odjechali dalej, a ja zostałam w miejscu, krew powoli spływała po ciele… Płytko oddychałam, starałam się wstać, przyszło mi to z trudem, a jednak. Centymetr za centymetrem czołgałam się do stada, upadłam w połowie drogi. Moje uszy złowiły dźwięk galopujących 3 koni.
<Melodia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz