To musiało być pewne. Nie mogłam chybić, w przeciwnym razie Pianissima mogłaby zginąć.
W czasie, gdy kopyto zetknęło się z czyimś ciałem ruszyłam czas. Od razu odwróciłam się i... Pianissima stała cała i zdrowa, a puma leżała martwa na ziemi. Wszyscy patrzyli na mnie, ja dyszałam. Po chwili ciszy wszystko wróciło do normy. Stado poszło walczyć, ponieważ następna fala przygotowywała się już do ataku. Tylko Pianissima została.
- Dziękuję...- powiedziała cicho do mnie.
- Nie ma za co. Wszyscy przecież jesteśmy stadem.- uśmiechnęłam się do niej.
<ktoś dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz