Śniegu nie było. Pozostał tylko chłód i pustka po tym, co było wcześniej, a teraz już tego nie będzie. Teraźniejszość wiła się niesłychanie długo, obijając się o zefirki nadchodzące ze wschodu. Rose czuła się w takiej sytuacji małą istotką. Była przecież alfą, miała własne stado, ale świat był taki wielki, a ona - taka mała. Było tak ciemno, że Rose niemal nie zasnęła. Stał obok niej Silver, czekając, aż przerwie się owa cisza.
- Kochanie... - wreszcie się odezwał. Zrobił to szeptem, ale wydawałoby się, że to był głośny krzyk. - Dobrze się czujesz?
Czułość w jego słowach spowodowała, że Rose z poczuciem bezpieczeństwa obróciła się do niego i pocałowała delikatnie.
- Już wiesz - uśmiechnęła się. - Kocham cię.
Ich czułości nie trwały długo. Ujrzała galopujące niezdarnie źrebaki, które biegły co sił w nogach. Gdy jeden z nich, Cień, dotarł do nóg Rose zawołał "Pierwszy!". Rose zaśmiała się, odganiając się od małych istotek, których było coraz więcej. Martuus zaczął podjadać jej futerko. Klacz lubiła dzieci. Zawsze chciała je dobrze wychować i spędzać z nimi czas, by zasłużyły na dobrą przyszłość i na godne ich dzieciństwo. Był jednak jeden problem: Silver nie był jeszcze zdecydowany na źrebaka.
- Chcesz źrebaka? Zastanów się jeszcze - mówił prawie codziennie. Dziś jednak o tym nie wspomniał. Widział, jak samica alfa otacza się małymi końmi i wiedział, że zaraz coś mu powie o tym.
Mijał dzień. Szybko zbliżył się zachód słońca, który opatulił swym blaskiem całą krainę.
Silver spędzał ten czas z Rose. Poszli do Ogrodu Zakochanych. Było tam cicho. Wiatr i deszcz nie zakłócał spokoju. Zachód słońca był wyjątkowo widoczny, nie ważyły się go zasłonić żadne chmury. Konie położyły się na trawie, obok małego, uroczego jeziorka.
- Piękny widok - westchnęła Rose.
- Owszem.
Chwila ciszy.
- Na pewno chciałabyś dzielić ten widok ze źrebakami. Zobacz, bo to taka śmieszna historia - zaśmiał się nieco nerwowo, ale i sympatycznie. - Prawie wszyscy mają już źrebaki. Niektóre z nich już dorosły. A my nadal nie mamy małego alfy. Chyba nie chcesz, by był najmłodszy ze wszystkich.
Rose popatrzyła mu szybko w oczy.
- Oh, Silwer! - zaczepiła go ze śmiechem.
Następne minuty upłynęły im na żartach, popychankach, a nawet wpadania do wody. Konie śmiały się i droczyły się nawzajem. Jednak główna część tej historii, objawiła się nad wodospadem. Tam, w jednej z największych szczelin, Silver zapłodnił Rose, która wyszła z groty zmęczona i uśmiechnięta. Popatrzyła na ogiera. Na jego pysku malowała się satysfakcja i podniecenie ostatnimi wydarzeniami.
*******
- Silver! Silver! Gdzie jest Silver, proszę, poszukajcie go! - wołała niezwykle szczęśliwa klacz.
- Czemu...
- Nie pytaj, Night! Po prostu mi go znajdź!
Rose tańczyła po stadzie tak, jakby dziś były święta, a ona dostała cudowne prezenty.
Wtem pojawił się on. Wyglądał wyjątkowo. Grzywa galopowała na jego pysku, ogon zdawał się merdać jak u psa, a oczy jego nabrały niezwykłego smaku i koloru. Oto Silver, biegł on z całych swoich sił, do swojej Rose.
- Czy coś się stało? Ktoś mnie wzywał - mówił zaniepokojony.
Klacz uśmiechnęła się tajemniczo.
- Tak, mój kochany... Zgadnij.
Popatrzyła na niego tak, że wszystko już było wiadomo.
- Jesteś w ciąży...
_______
Rose urodzi niedługo. Z eliksirem, który zastosowała, już jutro wieczorem (dziś ciąża, jutro poród). Łiii! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz