piątek, 31 maja 2013

Od Sombry - CD historii Ardana

Leżałam na kamieniu. Ardan polazł nazbierać trochę trawy. Przyszedł do mnie mój kochany cień wilka- Sangre. Położył się koło mnie. Wtedy przyszedł Ardan i rzucił mi kawałki trawy.
-Dziękuję- odpowiedziałam oschle
-Umiesz tak powiedzieć dziękuję jakby za chwilę miałabyś kogoś zabić
-To dar
-Aha. Fajnie wiedzieć- odpowiedział i stanął przy mnie.
Popatrzyłam na niego uważnie się mu przyglądając. Miał ładną, szczupłą sylwetkę i długą grzywkę, która lekko spadał mu na czoło. Silne nogi które z całą pewnością ułatwiały mu bieganie i skakanie. Skubnęłam lekko trawy. Ogier podszedł do skalistej ściany jaskini gdzie kapała z lekka woda i zapytał:
-Chodziłaś w głąb jaskini?
-Nie. Zresztą teraz i tak nie pójdę- odpowiedziałam i popatrzyłam w ciemność groty. Była taka cudowna i tajemnicza. Ciemność oblewała się po ścianach i podłodze jaskini. Ogier cofnął się i powiedział:
-Nie będę tam na razie chodził.
-Strach cię obleciał?
-Nie tylko po prostu wybiorę się tam kiedy indziej
Popatrzyłam na niego z przymrużonymi oczami. Ardan przez chwilę wpatrywał się we mnie i w końcu coś z siebie wydusił:
-No co? Po prostu na razie nie chce iść tam. Tak?
-Noo… jasne….- powiedziałam z ironią
-Tak. Nie chce. I nie patrz się tak na mnie- powiedział zdenerwowany
-Ja? Ale ja nic takiego nie robię. Tylko na ciebie patrzę.
-Właśnie. Patrzysz. A t6e twoje chwilowe paczenie denerwuje
-Aha. Spoko
-No tak. OK. Skończmy
-Zgadzam się. To co będziemy robić?- spytałam się
-Noo… będziemy… nie wiem co
-To może pobawimy się w takie coś że ty będziesz uciekał, a Sangre będzie cię gonił? Co ty na to?
-Nie. Dziękuję
-Tak myślałam
-Wiesz. Muszę załatwić jedną sprawę. Mogę cię na chwilę opuścić?
-Jasne. Jestem umiejętna i poradzę sobie.
-A czy ja myślę że ty nie jesteś?
-Noo… mówisz jakbyś tak myślał
-Hahaha… bardzo śmieszne
-No, bardzo. Dobra. Idź załatwiać tą ważną sprawę
-To za jakieś pół godzinki będę…
-Papa
-No już lecę, pa.
Ogier pogalopował. Zostałam tylko ja i Sangre. Wilk położył się koło mnie i zasnął, a ja zaraz po nim.

(Ardan? Dodasz coś od siebie?)

czwartek, 30 maja 2013

Od Martela - CD historii Faith

-Mój tata jest taki okropny, a moja siostra… szkoda gadać. Biorą dzikie konie z ich środowiska, ujeżdżają, a potem… potem…. Potem jak się im znudzą to oddają je do rzeźni. Ja mam tego dosyć. Od kiedy mama umarła….- dziewczynka znowuż się rozpłakała.
Wtuliłem głowę w jej piękne włosy. Rozumiałem jej rozpacz. W pewnej chwili zobaczyłem głowę Faith. Uniosłem uszy. Zdziwiłem się. A jednak ktoś o mnie pomyślał? Usłyszałem głos taty Patrycji(tak nazywała się dziewczynka):
-Gdzie jesteś! Miałaś iść do sklepu! Wychodź z tej stajni i zostaw konia Amelki!
-Dobrze tato! Już idę! Muszę się z tobą pożegnać. Wieczorem przyniosę ci coś do jedzenia- powiedziała Patrycja i wyszła ze stajni.
Spróbowałem wstać. Oparłem się o ścianę boksu i zawołałem:
-Faith! To ty!- zawołałem- Możesz już zrobić się… no … yyy… kolorowa(XD)
Klacz wyszła zza drzwi, popatrzyła na mnie przez chwilę i powiedziała:
-Musimy stąd zwiewać
-To już wiem, a inne wiadomości?
-Nie dowcipkuj sobie. Chodź
-Z chęcią tylko jak?
-Nie wiem
W pewnej chwili weszła Amelka i jej gruby tata. Faith schowała się znowu za drzwiami. Położyli sprzęt jeździecki obok boksu i otworzyli drzwi:
-Jak mnie zwalisz to pożałujesz- powiedziała Amelia. Założyła na mnie siodło i wsiadła. Nie miałem siły na jazdę, a te klepanie i kopanie mnie po bokach wcale mi się nie podobały.
Tymczasem Faith wyjrzała lekko zza drzwi:
-Tato, widziałeś! Tam stał koń!
-Wydawało ci się rybciu. Musisz mocniej przyłożyć mu batem to szybciej pójdzie. W pewnym momencie nie wytrzymałem i stanąłem dęba. Dziewczyna spadła. Wiedziałem co się ze mą stanie. Pamiętałem co groził mi gruby tata Amelii. Tym razem nie będę miał takiego szczęścia jak przedtem. Pan Stripter szykował już cienkiego bata.

(Faith? Co zrobił ten gruby pan?)

Od Faith - CD historii Martela

Może Delicate miała rację? Może Martel faktycznie sobie nie poradzi?
Postanowiłam, że następnego dnia schowam się w samochodzie szefa ludzi i pojadę po Martela. Chciałam pomóc mu się uwolnić, bo przecież to moja wina, że go złapano..

Kiedy ludzie zaczęli zbierać sprzęt stałam się niewidzialna. Zgrabnie przeskoczyłam powalone na ziemię drzewa i ominęłam rzucone narzędzia. Wskoczyłam do nieestetycznie pomalowanej na czerwono przyczepy. Samochód ruszył.

Mijałam wielkie wrzosowiska, liczne łąki, jeziora, rzeki.. Słońce zaczęło zachodzić, więc te widoki były jeszcze bardziej urzekające. Miałam cichą nadzieję, że na malowniczych obszarach ujrzę kogoś, za kim naprawdę tęskniłam. Z każdym pokonanym przez samochód kilometrem ta nadzieja gasła jak światło świecy, aż w końcu całkowicie zniknęła.

Po długim czasie ujrzałam szczyty wieżowców. Byłam prawie na miejscu. Samochód skierował się wprost na bramę wjazdową do - jak mi się zdawało - lasu, co było dość dziwne. Jechał dalej. W końcu zobaczyłam wielki dom. Pojazd zatrzymał się. Wyskoczyłam z przyczepy i pocwałowałam na tyły rezydencji. Znajdowała się tam pokaźna stajnia. Cichutko otworzyłam drzwi, niby wrota do końskiego raju. W boksie po lewej zobaczyłam leżącego na ziemi Martela. Obok niego była dziewczyna. Nie, zdecydowanie nie była to Amelia. Dziewczyna miała długie, falowane, orzechowe włosy, pełne empatii zielone oczy i jasną karnację. Ubrana była w szmaragdowy sweter, czarne rurki i również czarne baletki. Przemyła rany Martela, po czym wtuliła twarz w jego grzywę i rozpłakała się.

<Martel, co było dalej?>

Od Martela

Stałem i wpatrywałem się w ludzi którzy szykowali jakieś liny itp. Podchodzili łagodnie, mówiąc:
-Dobry konik, grzeczny… a wara mi się ruszyć
-Tato! No złap mi tego konia, bo tamten siwy już uciekł!
-Dobrze kochanie już się robi- odpowiedział mężczyzna.- Słyszeliście! Złapcie go!- krzyknął, a robotnicy rzucili się na mnie.
Lekko odskoczyłem zostawiając za sobą smugę ognia
-Tato! On jest magiczny! Ty bardziej go chce!
-Dobrze słoneczko. Już za chwile go złapią.
Kłusowałem sobie swobodnie, uciekając przed przewracającymi się robotnikami. W pewnym momencie ktoś zarzucił mi linę na szyję i mocno pociągnął:
-Ej! Ja nie chce nigdzie iść!- krzyknąłem po końsku(XD)
-Chodź ty koniu… no rusz się…!- krzyczeli i zaciągnęli mnie do jakiegoś małego i dziwnego pomieszczenia które jak to nazwali- przyczepą dla koni.
-Szefie! Załatwione! Koń jest w środku- powiedział jeden z człowieków(XD).
-Widzisz rybciu. Konik jest już twój.
-Dziękuję tatusiu. Teraz będzie trzeba go zawieźć do stajni- powiedziała dziewczynka.
-Słyszeliście! Poproszę dwóch robotników by zawieźli moją córeczkę do domu. Ooo… Smith i John… chodźcie… zawieźcie moją córeczkę do domu. Tylko ostrzegam że koń ma być nienaruszony.
-Robi się, szefie- odpowiedzieli zgodnie panowie i wsiedli do samochodu z przyczepą. Samochód warknął. Z silnika wydobył się lekki, szary dymek. Przyczepa lekko drgnęła i pojechała w stronę stajni. Nie wiedziałem co się dzieje. W pewnym momencie usłyszałem rżenie koni. Samochód stanął, a drzwiczki od tyłu otworzyły się. Cofnąłem się. Poczułem powietrze. Zobaczyłem łąkę i chciałem pobiec gdy pociągnął mnie jeden z ludzi grubego pana:
-Stój! Nigdzie nie idziesz!- krzyknął John i pociągnął mnie mocna o coś takiego co założyli mi na głowę.
***
Tym czasem na Naszej Łące konie się cieszyły że przegoniły grubego pana i dziewczynkę. Nadal jednak było słychać warkot pił maszynowych. Drzewa waliły się jedno po drugim i z pewnością członkowie obmyślali plan przegonienia napastników.
***
Zamknęli mnie w boksie. Dobrze znałem to miejsce bo podczas wędrówki sam byłem zamknięty prze tydzień. Lecz tu nie ma człowieka który by mi pomógł. Kopałem drzwi. W pewnej chwili pomyślałem że nikt o mnie pewnie nie myśli. No bo co zwykły członek stada mógłby kogoś interesować. ,,Zdjąłem” te myśli i zająłem się obmyślaniem ucieczki, gdy w pewnej chwili przyszła dziewczynka z ogłowiem, siodłem i… i … i tym małym, długim, ale za to bardzo mocno bijącym kijaszkiem. Wspomniałem sobie wspomnienia jakie miałem z tym czymś. Jak to bardzo bolało po jego uderzeniu. Tata dziewczynki wyprowadził mnie i solidnie przywiązał:
-Proszę. Oto twoja pierwsza lekcja na tym koniku- powiedział mężczyzna
-Na pewno się polubimy- odpowiedziała córka
-Taaaa…. z pewnością. Prędzej odwiążę się sam i ucieknę niż miałbym z tobą zaprzyjaźnić- pomyślałem
Amelia( tak nazywała się dziewczynka)wsiadła na mnie. Z początku się nie dawałem, lecz potem aż 4 mężczyzn mnie przytrzymało. Szedłem spokojnie i bez nerwów, lecz miałem zamiar w pewnej chwili się rzucić. I tak zrobiłem. Pociągnąłem za wodze i zwaliłem Amelkę z pleców. Próbowałem przeskoczyć płot, lecz nie udało mi się bo on był za wysoki. Mężczyzna mnie złapał i zaprowadził do stajni. I co zrobił? Oczywiście zaczął mnie lać tym badylem. Potem zaprowadził do boksu i powiedział:
-Jeśli jeszcze raz zrzucisz Amelkę z pleców to zobaczysz prawdziwą siłę bata.
Położyłem się. Z ran leciały mi czerwone kropelki krwi. Myślałem czy w ogóle ktoś ze stada o mnie pamięta.

(Faith i Delicate? Dokończycie czy nie możecie?)

środa, 29 maja 2013

Od Faith i Delicate

Leżałam w cieniu drzew o niebotycznej wysokości. Otaczająca mnie melancholia sprawiała, że oczy same mi się zamykały.
Było niesamowicie upalnie. Dodatkowo, tego dnia znów zapowiadało się na burzę.
Szczerze mówiąc przydałby się deszcz, by zapobiec nieubłaganie nadchodzącej suszy.

Kiedy zaczęłam zasypiać, usłyszałam znajomy z dzieciństwa dźwięk. Był to warkot silnika. Nigdy nie wróżył on nic dobrego, zwykle przyjeżdżali ludzie i zakłócali porządek w lesie. Co prawda, czasem byli przydatni, z roztargnienia zostawiali różne rzeczy, między innymi bandaże niezbędne do opatrzenia ran. Jednak była to rzadkość, częściej zostawiali tylko śmieci.

Zaczęłam się rozglądać. W końcu w oddali spostrzegłam niewyraźne sylwetki ludzi i przedziwnych maszyn.
***
Siedziałam ospale przy moim ulubionym drzewie. Już miałam zasnąć kiedy usłyszałam głośny trzask.
Moje oczy szybko się otworzyły.
- Co to było? - spytał Rafaello który wyszedł właśnie ze swojej jaskini.
- Nie wiem, idę to sprawdzić - odpowiedziałam
- Okey, a ja idę spać...do jutra - ogier ziewnął i poszedł znów do swojej jaskini.
***
Wielki hałas. Jedno z drzew zostało ścięte.
Urywki rozmowy były niepokojące.
- Patrz na plan, to tu..
- No przecież widzę, trzeba ściąć te drzewa.
- Gdzie jest piła mechaniczna?!
- Sprawdź w furgonetce, tam jest cały sprzęt.
- Szefie, mamy tu mały problem..
- Jaki znowu problem? Mówiłem, wyciąć te drzewa! Smith, nie gadać, pracować!
***
Zobaczyłam ciężarówkę i kilka ściętych drzew.
- Nie, nie, nie...To nie możliwe! - z moich oczów wyleciała jedna łza.
Ludzie wycieli te najmilsze drzewa! Słyszę jak mnie wołają..Inne drzewa też.
- To wycinamy teraz te! - krzyknął jeden gruby pan.
Ludzie zaczęli wycinać 5 drzewo.
Czułam cierpienie tego drzewa, czuje też ból tego drzewa...Był bardzo wielki! W końcu upadłam z bólu.
***
Kolejny huk, tym razem dochodził skądś indziej. Otrząsnęłam się i zaczęłam szukać jego źródła. Parę metrów obok mnie leżała Delicate. Nagłe odgłos piły ucichł. Znów słuchać było rozmowę.
- Koń? Ale jak to?
- Zapewniano nas, że tu nie ma zwierząt.
- Szefie, co my mamy zrobić?
Nieco otyły biznesmen spojrzał na Smith'a z irytacją.
- Złapcie go! Można go sprzedać, zarobimy trochę..
***
Widziałam tylko białe światło. Słyszałam odgłos ciężarówki, odgłos ludzi i jakiegoś konia.
***
Martel stał na środku placu i czekał na reakcję ludzi.

Przypomniałam sobie o Delicate.
Próbowałam ją ocucić, co w leśnych warunkach było na prawdę trudne.
***
Poczułam mocne ukucie. Otworzyłam oczy. W nodze miałam jakąś strzałkę.
- Faith, uciekaj! - krzyknęłam gdy zobaczyłam że w nią też kierują strzałki.
***
Nie był to dla mnie problem. Stałam się niewidzialna i przesunęłam Delicate za wielki kamień. Obserwowałam dalszy przebieg wydarzeń.
***
Obudziłam się. Obok mnie stała Faith.
- O, już się obudziłaś - uśmiechnęła się
- Nom...-rozejrzałam się i wstałam
- Ludzie nas zaatakowali. - powiedziała - pamiętasz
- Tak, pamiętam.
I nagle usłyszeliśmy jak gruby pan coś mówi do swoich pracowników.
- Szybciej! Zanim ucieknie nam ten koń! - krzyczał
- Koń? Złapali jakiegoś! - zaczęłam biec w stronę ludzi
- Oszalałaś? Złapią cię! - Faith zatrzymała mnie
- Nie pozwolę na to by ktoś porywał mi członków!
***
- Martel jest sprytny, poradzi sobie.
- Nie wierzę ci.
Z jednej z furgonetek zgrabnie wyszła jakaś dziewczyna. Niewidzialna podeszłam bliżej.
- Tato, musisz mi to kupić!
- Masz już ich dużo.
- Jedna więcej nie zaszkodzi! Tato...

Była to nieznośna małolata o delikatnych rysach twarzy. Miała duże oczy koloru nieba, które przyćmiewała cała masa czarnego tuszu do rzęs. Jej długie, lśniące blond włosy pachniały truskawkowym szamponem. Usta pokrywała właśnie dziesiątą warstwą błyszczyka w kolorze jaskrawego różu.
***
- Ja ci zaraz dam! - zezłościłam się i zaczęłam iść
- Delicate! Poradzi sobie! - Faith znów zatrzymała
- Albo nie, ja chcę tego siwego konia! - krzyknęła dziewczyna i wskazała na mnie palcem
- Przez ciebie zobaczyli nas...- Faith odwróciła się i zaczęła iść - Uciekaj!
***
- Ale tam nie ma żadnego konia! Córeczko, masz zwidy!
- On tam był!
Udało nam się ukryć.
- Zaufaj mi - syknęłam. - wiem, co mówię. Teraz trzeba zaalarmować resztę stada. Ludzie nie mają prawa wdzierać się na nasz teren. Będziemy z nimi walczyć. Innego wyboru nie mamy.
***
- Dobrze, no to chodźmy - zaczęłam iść
- Tylko postarajmy się byś ciho, bo nas usłyszą - powiedziała i zaczęła iść za mną
- Wiem - odpowiedziałam
- Tam był koń! Jeśli nie wierzysz idź tam! - usłyszałam głos tej dziewczyny
- Dobrze - odpowiedział jej ojciec
- Idą tu! - powiedziałam do Faith
***
- Mam pomysł, biegnij za mną!

Chwilę później całe stado dowiedziało się o ataku.

Biznesmen i jego córka zdyszani zatrzymali się. Mało nie dostali zawału na widok ponad stu wściekłych koni wychodzących z jaskini, gdzie miało miejsce spotkanie w celu ustalenia taktyki.
- Córeczko.. Tatuś ma jeszcze mnóstwo pracy.. Może lepiej wróćmy?
- Tak, tato.. Pomogę ci rozplanować, gdzie będą poszczególne sklepy..
***
- Tchórze! - krzyknął jakiś ogier a ludzie uciekli
- Dorwiemy ich jeszcze - uśmiechnęłam się szyderczo - Na początku wyjdzie jeden koń. Spróbują go złapać i...
- i zza drzew wyskoczą inne konie, tak?
- Tak

Nowa klacz - Wiolletta























Imię: Wiolletta (Wiola)
Płeć: Klacz
Wiek: 3 lata
Cechy: miła , pogodna , radosna , przyjazna , koleżeńska , uczynna , odważna , nieśmiała , łagodna , spokojna ale czasem jej coś 'odbija'.
Stanowisko: wojowniczka
Żywioł: Czas
Moce: zatrzymuje czas , znikanie w razie potrzeby
Partner: szuka
Rodzina: mama: Mle , tata: Liberè , siostra: Asana
Historia: Po prostu uciekła ze stada. No dobra... Rodzice jej nie kochali bo była inna. I zwiała. Stado Białej Róży ją przyjeło.
Właściciel: Dotknięta

wtorek, 28 maja 2013

Od Max'a - CD historii Silvera


Dzisiejszy dzień jest taki nudny. Nie mam co porobić. Poszedłem więc do mojego starego i dobrego kumpla- Silvera. Okazało się, że mu też się nudzi.
- Co tam u ciebie słychać- spytał Silver po chwili milczenia.
Patrzyłem na Silvera wzrokiem, w którym były ukryte wielkie nudy.
Znowu zapadła cisza. Nagle do jaskini weszła Rose. Było jakoś tak, rozdrażniona. Silver podbiegł do niej i uspokoił ją bardzo łagodnie. Zaraz potem ja bodbiegłem do pary alfa i postanowiłem przerwać tą ciszę.
- Rose co się stało?- spytałem klacz.
- Nieważne!- warknęła.
Przez chwilę była zła ale po paru minutach uspokoiła się i zaczęła gorzko łkać. Myślę, że musiało się coś stać. Nagle samiec alfa wstał i powiedział.
Silver?

poniedziałek, 27 maja 2013

Od Rudego - CD historii Rose


Zaczął padać deszcz. Nie rozumiałem, o co chodziło Rose. Najpierw narzeka, że nikt nie chce pomóc. Jak przychodzę z nią porozmawiać, zachowuje się jakby rozmawiała z jakimś ludziem. Co ja jej zrobiłem? Chce pomóc, a jeśli nie chce pomocy, to niech nie narzeka. Nie ukrywam, było mi przykro. Powoli odszedłem do jeziorka. Cały zmoknięty wyglądałem jak łoś. Miałem wrażenie, że z Silverem lepiej się dogaduje. Zapadła noc. Poszedłem do swojej jaskini. Następnego dnia, świeciło piękne słońce. Od razu chciało się żyć. Po drodze na łąkę, spotkałem Rose. Przywitałem się- bądź co bądź to alfa- i szybko odbiegłem. Dalej nie wiedziałem, o co jej wczoraj chodziło. Może po prostu mnie nie lubi, ale nawet mnie nie zna...

Od Ferdka - Jak się tu znalazłem?

Stałem sobie w boksie jak co dzień. Moja pani przyszła mnie wyczyścić. Jednak jej mama zawołała ją na śniedanie. Moja pani wyszła zostawiając przez nieuwagę otwarte drzwi boksu. Bez zastanowienia wybiegłem ze stajni. Galopowałm parzez jakieś 200 metrów. Dłużej nie mogłem, bo się zmęczyłem. Podkłusowałem jeszcze jakieś 200 metrów i zatrzymałem się na wypas. Po godzinie usłyszałem wołanie. To była moja pani. Ostatkami sił zerwałem się do galopu. Przegslopowałem kolejne 500 metrów. Stwierdziłem, że będę cały czas iść stępem. W końcu doszłem do jakiejD
ś dziwnej jaskini, z której powiewało grozą. Wszedłem tam. W środku stała piękna klacz. Zaczeła mi grozić, że jak nie wyjdę to mnie zje. Wydało mi się to trochę dziwne. Jak koń może zjeść konia? Jednak nie zeażałem na to. Byłem zakochany. Klacz miała rozścieczoną minę, więc się ewkułowałem. Szłem dalej. Po około 15 minutach zauważyłem stado koni. Spytałem się czy mogę dołączyć jakiejś siwej klaczy. Zgodziła się. Tak się tu znalazłem.

Od Rose - CD historii Rudego

Zaśmiałam się szorstko, gdyż brzydka pogoda przeszkadzała mi w cieszeniu się życiem.
- Skoro mało się dzieje, w czym możesz pomóc?
Zrobiłam krok w tył.
- Wiesz... - mówił, patrząc mi w oczy - Faith nadal nie jest oficjalnie betą.
Machnęłam pyskiem.
- Jest... Czy...
Rudy podszedł do mnie. Nie chciałam z nim rozmawiać. Wolałam zakopać się pod piach.
- No właśnie, Rose! Nie jest... Silver...
- A więc do niego - odpowiedziałam szybko i pogalopowałam w las wiedząc, że to wcale nie było dobre zachowanie.
Kręciło mi się w głowie. Przed oczami widziałam tykający zegar, odmierzający czas do nocy, bym tylko mogła zasnąć... Zrobiłam to jednak wcześniej, nie miałam już siły.

(Rudy?)

niedziela, 26 maja 2013

Od Ardana - CD historii Sombry

- Sombra! Uważaj! To pantera!- krzyknąłem
Klacz obróciła się, a pantera skoczyła jej na plecy. Chciałem jej pomóc lecz drogę zagrodził mi drugi drapieżnik. Bez problemu obaliłem drugą panterę. Widziałem jak Sombra walczy z panterą. W końcu ją zwaliła z grzbietu, lecz ta nie dawała za wygraną. Walnęła łapą klacz tak że ta upadła i uderzyła się w głowę. Stanąłem dęba i kopnąłem panterę. Uciekła skamląc. Podbiegłem do Sombry, która leżała nieprzytomna. Znów z jej karku i głowy zlatywały kropelki. Nie deszczu tylko krwi. Zawołałem:
-Sombra! Sombra! Słyszysz czy już umarłaś!
-Nie idioto. Żyję. Chyba widać. Ał… moja głowa. Co się stało, bo chyba mam zanik pamięci- powiedziała oszołomiona.
Widziałem jak jej się kręciło w głowie. Mrużyła oczy i próbowała otworzyć je. Wiedziałem że coś jest nie tak.
-Chodź. Musimy iść do lekarza. Tosia jest wolna. Może coś poradzi.
-Ja- nie- idę –do- żadnego- lekarza!- krzyknęła
-Owszem. Idziesz. Ze mną
-Nie, nie idę
-Idziesz- powiedziałem, zaciągając klacz do jaskini Tosi.
Klacz obejrzała Sombrę i powiedziała:
-Jak na razie jest wszystko dobrze tylko ma złamaną nogę i może nie pamiętać co się stało w tamtej chwili, ale to drobnostka. Będzie musiała zostać w jaskini i nie wychodzić tak przez dwa tygodnie, dopóki noga nie zrośnie się.
-Dwa tygodnie! Przecież ona tu zwariuje.
-Będzie musiała wytrzymać. A… i…
-I co?
-Ktoś będzie musiał ją przypilnować. Jak znając życie pewnie chciała będzie wyjść.
-Ja ją mogę przypilnować. Zresztą i tak mam wolne.
-Naprawdę możesz. To fajnie. Tylko jej to powiedz jakoś… tak…. delikatnie.
-Yyy… ok. Spróbuje powiedzieć jej to w jej języku.
-To ja lecę. Pa
-Pa
-Co wy tam spiskujecie! Mam tu siedzieć całe wieki!
-Już idę- odpowiedziałem- Sombra… będziesz musiała… być na mnie skazana.
-Już jestem. A mam się bać?
-Będziesz musiała zostać w jaskini na… dwa tygodnie
-Co!? Dwa tygodnie!? Nie. Ja muszę… iść na tere…
-Ale nie pójdziesz- przerwałem jej
-A właśnie że pójdę
-Nie, idziesz do domu.
-Foch Forever.
-Na 5 minut?
-Nie!!!
-Oj…. Będzie mi przykro.
-No to będzie. Nie moja sprawa.
-Chodź. Oprzyj się o mnie.
-Ale ja nie chce
-Ale musisz
-No dobra, ale mam się tam zanudzić na śmierć?
-Nie, ja będę tam
-Czemu? Za co to? Przecież nic złego nie zrobiłam!- powiedziała klacz patrząc w niebo
-Przecież mnie lubisz?
-Ale jesteś czasami wkurzający.
-Dzięki za komplement
-Proszę bardzo
-Hahaha… śmieszne. A tera chodź.
Ułożyłem klacz na kamieniu obleczonym w mech.
-Wygodnie?
-Bardzo. Zostaniesz?
-Pewnie. Masz mnie całe dwa tygodnie.
-Wiem i to mnie bardzo nie pokoi- powiedziała, uśmiechając się. Odwzajemniłem uśmiech i poszedłem nazbierać trochę trawy.

(Sombra? Chciałabyś coś dodać?)

Nowy członek! Ferdek

















imię: Ferdek
płeć: ogier
wiek: 9 lat
cechy: miły, słodki, kochany, uroczy, jak się zakocha to na zabój
stanowisko: wypatrujący
żywioł: tęcza, kwiaty
moce: powodowanie tęczy, zmiana koloru kwiatu na różowy, jest taki inne konie nie mogą mu zrobić krzywdy, moze przyspieszyć rozwój kwiatów
partner: zakochany w Wolf Dark....
rodzina: Zapomniał już o niej.
historia: Urodził sie w stajni kucyków szertlandzkich. Potem został sprzedany do zamorznej rodziny. Pewnego razu jego pani przez nieuwage zostawiła mu otwarty boks. Uciekł i znalazł to stado.
właściciel: kary14

Od Sombry

Chodziłam. Tyle można powiedzieć. Chodziłam i się nudziłam. Dobra koniec tej nudy. Przecież można znaleźć sobie tyle zajęć. Jak…(pauza, pauza, pauza XD)… no dobra nie mam zajęcia, ale wiedziałam kto ma zawsze zajęcie… Ardan. Ten natrętek. Tak, jest upierdliwy, ale umie pogadać. Więc poszłam do niego. Stał na granicach. Znużona i znudzona p[odeszłam. Nie zdążyłam wypowiedzieć słowa, a on już zaczął gadać:
-Hej Sombra. Widzę że jesteś znuuuuuudzona- powiedział
-Chyba widać- powiedziałam oschle
-Ej. Przecież ty masz zawsze taki dobry humorek- powiedział z ironią
-Hahaha… bardzo śmieszne… innego zajęcia nie masz- odpowiedziałam
-No tak właściwie to… nie- odpowiedział
-Aha. Fajnie. Czyli jestem na ciebie skazana. Tak?
-No tak- powiedział uśmiechając się.- Chodź.
-Dokąd niby?
-Tajemnica
-Nie lubię tajemnic
-A ja bardzo… w szczególności gdy ja o niej wiem.
-A ja nie. Masz coś do tego?
-Ja? Nie. Ale chodź. I tak jesteś już na mnie skazana.
-No dobra. W sumie… racja. No to chodź
Poszliśmy nad Jezioro Mgły. Było cicho i przyjemnie. Lubiłam takie miejsca. Co nie wątpi w to nikt. Dziś padało, padało i nie mogło się wypadać. Kropelki deszczu zlatywały leciutko po moim karku i głowie. Moje nogi były też zmoczone przez kałuże w które wchodziłam. Ardan szedł przede mną, a ja za nim. Lekko i czysto nie zważając na ulewny deszcz. Rozglądałam się dookoła, wpatrując się w mgłę i próbując zobaczyć chodź najmniejszy skrawek drugiego brzegu, lecz dzisiaj jezioro było nadzwyczajnie mgliste. Biało-szare odcienie migotały przed oczyma. Moje zamyślenie przerwał Ardan:
-Ładnie tu- powiedział- Zawsze przychodzę tu gdy jest mi samotno lub nad czymś się bardzo martwię.
-Tak, bardzo-odpowiedziałam
-Przychodzę tu czasem z moim przyjacielem.
-Yyy… Martel?
-Tak. Towarzyszył mi od samego początku- odpowiedział wpatrując się w mgłę
-Hm… to masz szczęście. Ja byłam sama, całkiem sama od początku. Matka zauważyła mnie dopiero gdy wiedziała że i tak zginie. Zresztą nie trzeba było mną gardzić. Byłam dobrym, słodkim konikiem, który cieszył się życiem, lecz… zresztą nie będę opowiadać ci mojej historii
-Nie, spoko. Jak chcesz to możesz mi opowiedzieć
-No to dobra. Jak tam sobie chcesz. No więc który się cieszył życiem i biegał szczęśliwy po polanach. Nie znał przykrości i zła oprócz… oprócz swojej matki. Ojciec był opiekuńczym tatą a moi dwaj bracia… najlepszymi kolegami, lecz to się zmieniło przez tą głupią wojnę. Tata zginął razem z bratem, a ja czekałam tak długo na ich powrót. W końcu matka mnie wygnała. Stałam się agresywna i jak to niektórzy mówią- już nigdy się nie uśmiechałam. Oszczędziłam tylko brata, który pewnie jest już dorosły i założył własne stado. Matka pewnie została zabita przez wygłodniałe wilki- opowiadałam, a gdy już skończyłam popatrzyłam na ogiera i spytałam się go:
-I co? Nie jestem okrutna, zła, bezwzględna? Każdy koń którego spotykam patrzy się na mnie jak na jakąś inną inaczej- patrzyłam na ogiera który jako pierwszy koń spojrzał się na mnie jak na normalną.- Oprócz ciebie i Rudego nikt nie zamienił ze mną słowa. Jako jedyni jesteście….
-Jesteśmy…?
-Jesteście… jesteście moimi najlepszymi kolegami którzy mnie w sumie rozumieją.
-A więc jednak jest tam w środku wrażliwość-powiedział do mnie Ardan
Spojrzałam na ogiera. WOW. O dziwo nie odpowiedziałam ironicznie. Nic nie odpowiedziałam
-Dziękuyję… ja… ja już muszę iść na tereny- powiedziałam do ogiera i pokłusowałam na tereny. Nie mogłam spać. Przypomniałam sobie tatę, braci i matkę. Tą… tą… okrutną klacz, która dopiero w obliczu śmierci zauważyła swoje dziecko. Przekręcałam się z boku na bok aż wreszcie zobaczyłam jakiś cień. To nie był cieć konia. Na pewno. To był cień…

(Ardan? Dokończysz?)

sobota, 25 maja 2013

Od Delice i Big Reda- CD historii Big Reda


Szczerze? To mnie zamurowało, nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, nie wiedziałam co powiedzieć, jeszcze nigdy nie byłam w żadnym związku, nie spodziewałam się, że jakis ogier mi to wyzna, nie spodziewałam się, że w ogóle jakis mnie polubi... Ogier patrzył na mnie wyczekująco
*****************************
Sam nie wiem czy dobrze zrobiłem. Delice zamurowało. Cały czas patrzyła się w ziemię. Może ona nie odwzajemnia tego uczucia? A co jeśli tak tylko wstydzi się wyznać.
- No wiesz..... jak ty nie odwzajemniasz tego uczucia to..... - przerwałem niezręczną ciszę.
- Nie! Ja tylko..... - niedokończyła.
- Tylko co? - spytałem.
- Sama nie wiem. - odparła klaczka.
Wtopiłem wzrok w drzewa. Zakochałem się w klaczy od pierwszego wejrzenia. Nie mogłem dłurzej czekać. Pocałowałem ją.
***************************
Nie wiedziałam co powiedzieć. Ze szczęścia. Jeszcze nigdy żaden ogier mnie nie pocałował, potem Red zaproponował wyścig, byliśmy równo, chociaż wiedziałam, że daje mi fory. Potem byliśmy już zmęczeni (przynajmniej ja) i poszliśmy do ogrodu zakochanych, było bardzo przyjemnie i romantycznie, w końcu zasnęłam...
... Nagle poczułam nad sobą czyjś głos, chyba to był Red.
****************************
- Jak ja Cię kocham....- szeptałem do śpiącej Delice.
Nagle zoriętowałem się, że klacz już nie śpi.
- Od jakiego czasu nie śpisz? - spytałem się zawstydzony.
- No już jakiś czas... - odpowiedziała klacz lekko się śmiejąc.
- A duzo słyszałas? - spytałem ponownie.
- Nie tak dużo...... tylko to, że mnie kochasz.... - Delice przestała się śmiać.
- I co? - wciąż rzucałem pytaniami.
**************************
Jej! Tak naprawdę czekałam na to.
- wiesz Red...
- Tak? - zapytał trochę smutny
- ja też odwzajemniam to uczucie. - powiedziałam i pocałowałam lekko ogiera, zarumienił się trochę
********************************
-To będziesz moją klaczą - spytałem nie pownie.
-Taaak..... chyba tak. - odpowiedziała nieśmiało.
Uśmiechnęłem się do niej. Byłem w pełni szczęścia. 
Następnego dnia poszłedłem do Rose, żeby powiedzieć, że ja i Delice jesteśmy parą.

Od Jenny - CD historii Rudego

Uśmiechnęłam się do ogiera.
-Chętnie. 
-To co, może nad wodospad?
-Czemu by nie.
Ruszyliśmy kłusem odpowiednią ścieżką. Po blisko kwadransie byliśmy na miejscu. Od razu wskoczyliśmy do wody i zaczęliśmy się pluskać, jak źrebaki.
<Rudy?>

Od Martela - CD historii Rudego

Długo mnie nie było. Tak wiem. Po prostu nie mogłem przychodzić na stado. Powód? Musiałem pobyć sam. Poszedłem na moje ukochane miejsce- granice stada. Piękne, niebezpieczne i tajemnicze granice. Czułem jaki jestem szczęśliwy. Poznałem przyjaciół jak Rudy, Emily, Angelia czy Rose. Oczywiście jest ich więcej, dużo więcej. Przez ten cały tydzień siedziałem i słuchałem przyrody, ale ten czas się skończył. Teraz wracam do mojego kochanego stada-Stada Białej Róży. Jest tu pięknie i nie wiem czemu niektórzy na nie narzekają. Lecz to już ich sprawa i nie będę się wtrącał. Szłem z powrotem do jaskini gdy spotkałem Rudego:
-O. Cześć Rudy. Fajnie znowuż cię zobaczyć. Yyy…. WRÓCIŁEŚ!!! Jak ja się cieszę- krzyknąłem- No tak znowuż dostałem nagłego napadu głupawki- pomyślałem.
-Yyy… no tak… wróciłem i widzę że ty też.- powiedział Rudy
-Nom… ja nie odszedłem tylko odizolowałem się na mały tydzień- odpowiedziałem.- Widzę że jak na razie nic się tu nie dzieje- powiedziałem, rozglądając się na boki.
-Raczej tak- odpowiedział
-Aha
-Właśnie skubałem trawę. Chcesz się dołączyć- zapytał
-Widzę że ci się nudzi
-Widać
-To chodź. Pokaże co coś-odpowiedziałem
-Ale gdzie?
-Zobaczysz. No chodź- powiedziałem szybko i ruszyłem wolnym kłusem.

(Rudy? Jeszcze się nudzisz? )

Od Delicate - CD historii Lucky'ego

Spojrzałam na konia.
- Połamana noga...-popatrzyłam na Lucky'ego -  kiedy się obudzi nie będzie nic pamiętać
- Ale odzyska pamięć?
-Tak, za 4 godziny - odpowiedziałam
- Zamiast go ciągnąć ja mogę przesunąć ten kwiat dzięki żywiole ziemi...-powiedziałam po chwili - Było by lepiej
- Jak chcesz, dla mnie to bez różnicy..
- Okey, siadaj na ten kwiat - uśmiechnęłam się i usiadłam na kwiecie, Lucky też.
Zaczęliśmy jechać na wieeeelkim kwiecie.
(Lucky?)

Od Silvera

Siedziałem w mojej jaskini. Oczywiście sam... Rose ciągle wychodziła do Balou by z nim coś ustalić. A ja? Ja jestem tu tylko aby się nudzić i przyjmować wiadomości od członków, choć rzadko ktoś do mnie przychodzi...
- Silver? - nagle usłyszałem głos jakiegoś konia
- Słucham - wstałem i otrzepałem się z ziemi.
Po chwili koń wszedł do mojej jaskini.
- A, to ty Max - uśmiechnąłem się - Co chcesz mi powiedzieć?
- A nic... Tylko mi się nudzi - usiadł
- Mi też..

Od Lucky'ego - CD historii Delicate

-Oczywiście że nie!- powiedziałem lekko zdenerwowany. Koń upadł. Ja odbiegłem nieco dalej. Przybiegłem z liśćmi brzozy, babki i mlecza. Jeśli chodzi o naturalne środki, świetnie znałem się na medycynie. 
-Liści Babki do oczyszczenia ran, brzoza na otarcia....- mówiłem przykładając mu konkretne liście 
-A mlecz?- zaciekawiła się klacz 
Mlecz położyłem przed koniem. Dzięki żywiołowi natury, powierzyłem go. Delicate i ja, zaciągnęliśmy go na wielki mlecz. Na liściu zaciągnęliśmy go do stada. 
-Jak myślisz, co mu się stało?- spytałem
<Delicate, sorry że tak długo siła wyższa>

Od Rudego - CD historii Jenny

-Odszedłem to prawda....ale tam wszyscy mnie olewali, tu mam przyjaciół, więc wróciłem. 
Miło było spotkać Jenny. Właściwie to był chyba pierwszy, koń, który chciał ze mną rozmawiać. 
-A jak tam u ciebie? - zmieniłem temat
-Nawet całkiem dobrze, ostatnio w SBR....
-Wiem, wiem...jeszcze będzie lepiej. Też się nudzisz tak jak ja?
-Strasznie!
-Może mała przechadzka?
<Jenny>

Od Silvera - CD historii Rudego

- One nas jeszcze zaatakują - powiedział Rudy
- Wiem, koty szybko się nie poddają. Walczą o jedzenie do upadłego...
- Teraz mają kocięta i muszą je nakarmić - ogier rozejrzał się
Popatrzyłem na drzewo i coś tam jeszcze było.
- Oj, coś jest na tym drzewie..-powiedziałem po chwili
Ogier popatrzył na drzewo.
- Ty tylko jakiś zgniły liść - powiedział kiedy liść spadł
Wtedy za sobą usłyszeliśmy warknięcie.
(Rudy?)

Od Rudego - CD historii Silvera

Przechadzałem się po terenach. Zobaczyłem uciekającego w popłochu jaguara. Kilka metrów dalej, Silvera. Widziałem, że patrzy z siebie. Podszedłem nie pewnie. 
-Eeee Silver...- spojrzałem na drzewo
-Nie teraz! Szukam jaguara, przed chwilą tu był! Jak zarz skądś wyskoczy, może Ci coś zrobić- powiedział
- A puma może być?- przekrzywiłem łeb
Ogier natychmiast spojrzał tam gdzie ja. Z drzewa padł dwa koty. Skoczyły na nas, jak tylko stanęły po upadku. Silver chciał obronić mnie, ja jego. Kopnąłem z dwu rury w stronę zadu ogiera. Alfa zrobił to samo. Nasze tylne nogi, odwaliły koty na bok.
-Nieźle- powiedziałem gdy koty już leżały. 
Po chwili otrząsnęły się, a widząc Silvera stojącego dęba uciekły
<Silver>

Od Silvera

Nuda, nuda i jeszcze raz nuda...W stadzie nie ma żadnych ataków, ja nie mogę pomóc Rose - Nuda...
- O, Silver! - nagle do jaskini weszła Shanti
- Cześć Shanti - popatrzyłem na nią
- Niedaleko znajduje się stado kotów - powiedziała klacz - Widziałam jak atakują WD.
- I co? WD wygrała?
- Taki remis... WD zamieniła się w kota i porozmawiała z tymi kotami i odpuściły - odpowiedziała
- Aha...
- I chyba powiedziała im aby zaatakowały te stado  - Shanti położyła się
- Garstka kotów kontra ponad 100 koni? - zaśmiałem się - Te koty nie dadzą rady...
- Są silne. - klacz popatrzyła na mnie - Mogą wykasować komuś całą pamięć, kierować kimś...
- Okey, spróbuje jakoś porozmawiać z tymi kotami - uśmiechnąłem się i zacząłem iść

*****
Kiedy byłem już koło granicy stada i usłyszałem warknięcie i po tym...jaguar skoczył mi na kark! Przewróciłem się na plecy i przygniotłem kota.
Wstałem i obejrzałem się za siebie aby zobaczyć czy kot już nie żyje ale zniknął...
(Ktoś mógł by dokończyć? :) )


Nirvana odchodzi!





Nirvana odchodzi, powód - Przejście do innego stada
Będziemy cię pamiętać i mamy nadzieje że powrócisz :(

piątek, 24 maja 2013

Ogłoszenie

Wpierw ja, Rose, przeproszę za to, że długo nie wchodziłam na bloga. Miałam szlaban ^^
Drugą rzeczą będzie tło oraz banner. Podobnie jak kilka rzeczy na howrse u niektórych użytkowników, co sprawdzałam, te rzeczy zniknęły. Postaramy się to naprawić. Chat na szczęście działa, a jeśli nie możecie z niego korzystać, to może zainstalujcie wtyczkę?

Niestety... Coraz trudniej.
- Rose

Od Max'a- Największe przygody cz.2

Jak już wiecie w ten właśnie dzień zrobiłem największy kawał w całym moim życiu. Było to przed lekcjami. Gdy moi koledzy przyszli do szkoły razem wpadliśmy na na prawdę głupi pomysł. Mieliśmy zrobić coś podobnego do upokorzenia naszej nauczycielki tylko bardziej śmieszne i poniżające. Tylko ja z klasy byłem takim zbójem. Może przejdźmy do tego kawału. Miał on składać się z dwóch części: podczas lekcji i wieczorem.
Cz. 1
- odwrócenie uwagi nauczycielki przez mojego kumpla;
- na jej krzesło dać pinezkę, a na biórko narysowaną ją tak brzyko, że nie będę tego opisywał;
- napisanie na jej okularach leżących na biórku brzydkie słowa.
Cz. 2 (wieczorem)
- obsmarowanie jej domu sztuczną krwią;
- przebranie się za zmarłego partnera naszej pani;
- straszenie jej aż do rana w taki sposób aby zrozumiała, że na pewno będzie musiała wezwać egzorcyste.
Jednak jak było już po wszystkim pani nie dała się nabrać. Zadzwoniła po końską policję. Oni nas zdemaskowiali, zadzwonili do rodziców i przenieśli do innej szkoły. Mama i tata się na mnie bardzo zawiedli. Już nigdy mi nie zaufali. Ten kawał to był bardzo zły pomysł. Do końca życia żałowałem tego co zrobiłem. Chcecie się może dowiedzieć jak zyskałem zaufanie rodziców? Dowiesz się w trzeciej części.
CDN.

czwartek, 23 maja 2013

Od Merivy - CD historii Fire

-Jeszcze ich nie zwiedzałam. - uśmiechnęłam się - Ale możemy razem pozwiedzać.
-Spoko - zgodził się
I znowu ruszyliśmy w drogę. Nagle zobaczyłam urzekający widok.
Moim oczom ukazało się bardzo tajemnicze i spokojne jeziorko. Było tu tak pięknie. Naprawdę. Zapomniałam że obok mnie stoi Fire.
-Hmm... - odezwał się zamyślony
-Co? - poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody - Przepraszam. Zamyśliłam się.
-Rozumiem - odparł
Staliśmy w milczeniu tak długi czas. W końcu Fire przerwał ową ciszę.
<Fire co chcesz powiedzieć? >

Od Max'a- Największe przygody cz.1

Moją największą przygodą (jak już wiecie) było dołączenie do Stada Białej Róży. Jednak chciałbym opowiedzieć o innych przygodach, np. z mojego dzieciństwa. Mam nadzieję, że przypomnę sobie wszystkie w tym momencie.
Zacznijmy może od moich narodzin.
Jak pamiętam był to lipcowy, ciepły i bardzo słoneczny dzień. Gdy byłem w brzuchu u mamy rozmyślałem jak to tam jest na górze. Było tam ciemno więc nie widziałem tak dokładnie. Nagle poczułem lekki wstrząs i jakieś okrągłe światło. Czułem jak moja mama mnie myła, a tata pilnował. Zobaczyłem, że rodzice idą w inne miejsce beze mnie. Nie wiedziałem co mam zrobić, postanowiłem więc spróbować wstać. Zajęło mi to kilka minut, bo (jak to mawiała mama) byłem bardzo dobrze zbudowany i silny. Więc jak już wstałem podbiegłem do mamy i zacząłem pić od niej mleko.
Dobrze. Jak już wiecie jak to było przy moich narodzinach, przejdźmy może do mojej nauki.
Byłem młodym samcem alfa więc wszystkie źrebaki ze stada mnie bardzo lubiły. Nie byłem grzeczny, raczej grzeczny na odwrót. Pierwszy dzień szkoły był bardzo dziwny i nudny. Jak to pani nauczycielka ujęła- ''Byłem wielkim urwisem i, że nigdy nikogo takiego nie widziała''. Po lekcjach zrobiłem z kolegami wielkie zamieszanie, ale o tym dowiecie się w drugiej części.
CDN.

Od Fire - CD historii Merivy

-Tak , to ja - powiedziałem do tej Rose
- Chcesz dołączyć?
-Tsa
-Okej , witaj
Klacz poszła do swoich spraw a ja zostałem sam na sam z Merivą. Ona zawołała:
-No witaj!
-Heh zabawna jesteś.
-Wiem
- Oprowadzisz mnie po terenach?
<Merivo?>

środa, 22 maja 2013

Od Merivy - CD historii Fire

A więc ruszyliśmy. Stępem szliśmy a chwilę później przeszliśmy w kłus. Nagle Fire spytał się mnie:
-Jak ta wasza alfa się nazywa?
-Rose jest klaczą alfa. Ma partnera: Silvera.
-Okej , rozumiem - powiedział
Już zauważyłam parę alfa. To znaczy najpierw zobaczyłam Silvera dopiero później Rose.
Rose spojrzała w moją stronę szybko a potem rzuciła okiem na idącego obok mnie ogiera.
-Kogo , Merivo tu przyprowadziłaś? - spytała poważnie
- Fire. Chciałby tu dołączyć - powiedziałam po czym odsłoniłam schowanego za mną siwka.
Nastąpiła chwila cisza po czym odezwał się Fire.
<Fire?>

Od Fire - CD historii Merivy

Pomyślałem chwilę co odpowiedzieć.
-Cudowne imię - odrzekłem
-Dzięki.
-A mi na imię jest Fire - powiedziałem
-Aha.
-Zaprowadzisz mnie do alfy tego Stada Białej Róży?
-A po co?
-Wiesz chce dołączyć!
-A to spoko.
<Panno Merivo prowadź mnie do klaczy alfa! Szybko! xD>

Od Merivy - CD historii Fire

-Hmm. Na stadach za bardzo się nie znam. Ale jestem w jednym. Innych nie znam - odpowiedziałam znacznie śmielej na pytanie obcego konia
-Aha. A jakie to stado? - spytał koń
-Stado Białej Róży - podałam szybką i krótką odpowiedź
- Gdzie to? - zaciekawił się
-Właśnie jesteś na jego terenach - odparłam
Podczas naszej rozmowy wzrok miałam wbity w ziemię. Teraz podniosłam go jednak i wolno spojrzałam na ogiera. Siwy , niewysoki i wyglądał przyjaźnie.
-Jak Ci na imię? - spytał po nieco długiej ciszy
-Mi? Nazywam się Meriva - uśmiechnęłam się do niego i dodałam - A ty?
<Fire?>

Od Fire

Szukałem stada odkąd pamiętam. Dziś jednak życie się do mnie uśmiechnęło. Spotkałem klacz. Kasztanowatą klacz. Była taka... Taka piękna. Wprost nie mogę opisać jak cudowna. Podszedłem do niej szybko i pewnie. Zawołałem:
-Hej!
-Yyy....- zaczęła się jąkać
-?
- Cześć
-Wiesz coś o jakiś stadach znajdujących się w tych okolicach?
<Merivo dokończysz?>

Od Merivy

Ostrożnie wyjrzałam zza krzaków za którymi schowałam się słysząc wilki. Chyba już ich nie ma - pomyślałam. Zamyśliłam się. O mojej przeszłości.
Urodziłam się u ludzi którzy hodowali znakomite konie wyścigowe. Byłam jednym z nich. Od źrebaka wróżono mi tą przyszłość. Okazałam się w tym świetna. I bardzo to kochałam. Uwielbiałam stać w bramce startowej niecierpliwie żując wędzidło w oczekiwaniu na wyścig. Gdy słyszałam słowa ''START!'' czułam się jak w siódmym niebie. Wreszcie mogłam pokazać na co mnie stać! I wygrywałam. Często 1 miejsca czasem drugie. Ludzie mnie uwielbiali.
Zachciało mi się wolności. Pewnej nocy przeskoczyłam bramkę pastwiska i uciekłam. 
A teraz... Stałam tu jak słup nie wiedząc co ze sobą począć. Trzeba było zostać w domu...
I nagle.. Na horyzoncie zobaczyłam siwą klacz. Średniego wzrostu , gdzieś podobnego do mojego. Spojrzałam na nią podejrzliwie. Nie wyglądała jakby miała złe zamiary ale... Podejrzliwość nikomu nie zaszkodziła jeszcze.
Ta odwzajemniła spojrzenie. Ale jej spojrzenie było takie bardziej ciekawskie i wyraźnie była zaciekawiona kim jestem.Chyba była rok starsza ode mnie , może dwa. Przyznam że i mnie zaciekawiło kim ona jest.
-Witaj! - powiedziała poważnie nieznana mi klacz
-W..Witaj - odpowiedziałam uprzejmie
-Kim jesteś? - spytała klacz
- Nazywam się Meriva - przedstawiłam się po czym spytałam się - A ty?
-Rose. Alfa stada Białej Róży - odparła
-Stada? To tu jest gdzieś jakieś stado? - zdziwiłam się
-Tak. A co? 
-Nic.. Tak po prostu pytam. Szukam stada , nie wiem gdzie się podziać..
-A chciałabyś dołączyć do mojego stada? Członkowie są bardzo mili sądzę że Ciebie polubią - padła propozycja o której zawsze marzyłam
-Jasne! - zawołałam
Później odwiedziłam tereny stada. Bardzo ale to bardzo mi spodobało tu. Myślę że zostanę tu na zawsze...

Nowy członek! Fire




















Imię: Fire
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy: miły , odważny , śmiały , romantyk
Stanowisko: obrońca
Żywioł: ogień i ciemność
Moce: Panuje nad ogniem. Potrafi sprawić że wokół niego zapanuje ciemność.
Partner: zakochany w uroczej Merivie :*
Rodzina nie pamiętam
Historia: Uciekłem od ludzi. Znalazłem Merivę a ona opowiedziała mi tyle o tym stadzie. I dołączyłem
Właściciel: Nikt

wtorek, 21 maja 2013

Nowy członek! Meriva






















Imię: Meriva
Płeć: Klacz
Wiek: 3 lata
Cechy: ostrożna , podejrzliwa , koleżeńska , przyjazna , rozgadana , nie może przez 5 sekund stać spokojnie , wulkan energii , odważna , nieśmiała , szalona , miła , warto się z nią zaprzyjaźnić , pomocna , nigdy nie zostawi przyjaciół samych w potrzebie , rozważna , nie poddaje się , gdy trzeba wredna , ryzykantka , lubi przygody i ryzyko.
Stanowisko: wojownik
Żywioł: Ogień
Moce: panuje nad ogniem , znikanie
Partner: Szuka
Rodzina: Mama: Merida , tata: Slow
Historia: Ma za sobą przeszłość świetnej klaczy wyścigowej. Sława Merivie się znudziła i postanowiła zasmakować wolności. Dzięki Rose jest teraz tu. Planuje tu zostać aż do końca.
Właściciel: Primawera


Od Yuny - cz.3

Cały czas słyszałam za sobą ujadanie i pojedyńcze komendy "Zabić! Otoczyć! Szybciej!" A ja wystraszona biegłam dalej i dalej zostawiając z tyłu ujadające wilki, które postanowiły nie goniąc mnie już dalej i wrócić do watahy. 
Zrozpaczona biegłam dalej nie patrząc na to ile mi sił zostało. Aż napotkałam przeszkodę. Wielki klif pojawił się jakby znikąd. Wystraszona zatrzymałam się kilka metrów nad przepaścią. Rozejrzałam się wokoło szukając dalszej drogi, którą mogłabym podążyć. Zwolniłam swój bieg do kłusu czujnie rozglądając się po ciemnym zagajniku. 

Przystanęłam na wielkim trakcie. Tutaj mieszało się wiele zapachów, księżyc przedzierał się przez liście drzew próbując oświetlić mi choć trochę drogę. Potrząsnęłam głową patrząc w tył i podjęłam decyzję. 
Nie mogłam chodzić w nieskończoność po lesie. Na dodatek... Nie przetrwałabym długo będąc sama. Niezastanawiając się już więcej ruszyłam przed siebie. Oczywiściłam mój umysł i wsłuchałam się w dźwięki nocy, musiałam znaleźć kogoś kto mi pomoże. Słyszałam już z oddali dziwne odgłosy. Nie wiedziałam co myśleć, gdy nagle:
- Yukio, co ty wyrabiasz! Mocniej! No weź przechyl te drzewo! - zagrzmiał gniewny głos.
- Już! Matko to jest trudne! - poskarżył się niejaki Yukio. 
- Postaraj się no! - zagrzmiał znów głos. 
Podniosłam głowę i skierowałam się do jego źródła. 

Gdy tylko przekroczyłam linię drzew zwróciłam na siebie uwagę małego stada jeleni. Przywódca, wielki samiec wstał z trawy i przyjrzał mi się podejrzanie jakby wyczuwając zapach wilka. Na dodatek sama teraz poczułam krew, która ciekła mi po boku. Spoglądał na mnie zastanawiając się nad moimi zamiarami, a ja nadal nie ruszyłam się z miejsca oprócz opuszczenia głowy. Byłam wykończona i spragniona. 
- Witaj - zgrzmiał głos przywódcy. - Co cię sprowadza w te strony?
Przez chwilę nie odpowiadałam. W końcu podniosłam trochę głowę i rozejrzałam się.
- Wilki wybiły mi stado.
- ... Odpocznij - odparł kładąc się z powrotem. - Możesz z nami zostać ile potrzebujesz. Postaramy odprowadzić cię do stada białej róży, które swoje tereny ma koło Jeziora Mgły i Wodospadu Wschodu, odpocznij dziecko.
- Dziękuję - dałam radę wydusić po czym położyłam się na mchu blisko zwalonego drzewa. Byłam wykończona.

Od Sindre i Tyriona

Od samego rana zapowiadało się na burzę. Powietrze było przesycone zapachem trawy. Po południu zerwał się przeraźliwy wiatr. Wichura nie pozwalała ustać na nogach żadnemu z koni, toteż wszyscy w panice zaczęli szukać schronienia. Na niebie zebrały się czarne chmury. Chwilę później pioruny uderzały o ziemię. W oddali zauważyłem ciemny, skalny tunel. Bez chwili zastanowienia pogalopowałem w jego stronę.
***
Siedziałem w mojej kryjówce. Ukrywałem się przed przemocą niektórych członków stada. Mógłbym ich pokonać, jednak obiecałem Wei, że nie wpakuję się w kłopoty. To jest nawet sympatyczna klacz, w końcu przyprowadziła mnie do stada i w ogóle..
Nagle coś na mnie wpadło. Przestraszony odskoczyłem do tył.
***
Wiedziałem tylko, że na coś wpadłem. Nie miałem pojęcia, czy był to koń, czy po prostu głaz. Wstrzymałem oddech.
- Jest tu ktoś? - zapytałem
W głowie układał mi się najczarniejszy scenariusz. Odpowiedziała mi cisza. Chwilę później usłyszałem jakiś szept.
- A więc to tak zginę.. - mruknąłem. Ruszyłem przed siebie uważnie się rozglądając.

****
Przyczaiłem się czujny i naprężony.
-To chyba obrona konieczna? -przemknęło mi przez myśl
Zamieniłem się w wilka i podkradałem się do dziwnego kształtu w kącie tunelu.
***
Obok mnie pojawił się jakiś cień. Głośno przełknąłem ślinę i odwróciłem się. Za mną stał olbrzymi wilk. Miał postawę obronną, był gotowy do ataku. W jego oczach malowało się przerażenie, ale i determinacja.
*****
Nastroszyłem sierść na grzbiecie. Przyglądałem się postawie ogiera. Szukałem słabych punktów. Z mojego gardła wydobył się niepokojący głuchy warkot przechodzący w ryk. Ogier był przerażony i stał na miękkich nogach....
***
Napastnik, w przeciwieństwie do mnie nie miał pokojowych zamiarów. Zapędził mnie w ślepą uliczkę. Kiedy skoczył, by zatopić we mnie kły i zakończyć mój żywot teleportowałem się. Teraz stałem za nim.
****
Ogłuszyłem ogiera uderzeniem w głowę. Przewrócony i zakrwawiony leżał na chłodnej posadzce tunelu.
-Kim jesteś? - wysyczałem
***
- A kim ty jesteś? - wstałem chwiejąc się. Wyraźnie było widać, że byłem słabszy.
***
-A ty nie wiesz? - ogier zbił mniej tropu.
Myślałem, żeatakuje mnie z czystej prowokacji i robi to z premedytacją. A jednak on nawet nie miał pojęcia kim jestem.
-Tyrion. - odparłem po chwili wahania
***
- Słyszałem o tobie.. Ja jestem Sindre - niepewnie odpowiedziałem. - To Twój teren? Chowałem się przed burzą.. - dodałem wciąż zachowując dystans.
****
-Teren nie jest do końca mój. Pewnie słyszałeś same negatywy - uśmiechnąłem się lekko i pomogłam ogierowi wstać - Sorry za atak, ale część członków stada poluje na moją skórę
***
- Nie do końca. Jedna z klaczy cię broniła.. - zamyśliłem się. - Czy to prawda, chcesz dołączyć do stada?
***
-Chodzi ci o Weę? Tak ona mnie tu przyprowadziła. Tak to prawda, ale nie jestem jeszcze do końca pewien, czy warto.
***
- Zawsze warto spróbować. Możesz przecież w każdej chwili tu wrócić. Musisz zrobić coś, by wyrobić sobie dobrą opinię u reszty stada..
***
-Nie bardzo zależy mi na opinii. I tak jestem już u was skończony- odwróciłem się od ogiera - Nie ma jednak powodu dla którego miałbym tu pozostać...
***
- Z biegiem czasu cię zaakceptują. Rzeczywiście, by TU zostać nie masz żadnych powodów. By w końcu stąd wyjść masz ich mnóstwo.
***
-Jeśli do tego czasu mnie nie zabiją. A ty kim jesteś w stadzie? - zapytałem
***
Strażnikiem i obrońcą.. Jednak teraz w stadzie nic się nie dzieje, praktycznie nie mam co robić.. - odpowiedziałem.
***
Pokiwałem powoli głową i zmieniłem się w konia.
-Jak na razie musimy przeczekać tu tą burzę...