- Balou! - krzyknęłam. - Co zrobiłeś z tym stadem?!
Nie wiedział, co się dzieje.
- No... miło wskazałem im drogę do wolnych terenów. Biedne stado, nie ma gdzie się podziać. Nie było chyba żadnych przeszkód, by im pomóc.
Silver upadł na trawę i tarzał się w niej, by opanować swoje nerwy. Ja za to szybko tłumaczyłam:
- Niestety, nie poinformowaliśmy cię o tym, że nasi wypatrujący znaleźli poruszające się blisko naszych terenów stado. Jeden z nich zobaczył skrzydła, co znaczy, że to...
Teraz i Balou upadł na ziemię, naśladując Silvera, który już nie tarzał się po to, by się uspokoić, a po to, by mieć zabawę. Był naprawdę dziecinny. Uderzyłam lekko ogiera kopytem dając mu znak, by się opanował. Wstał, chrząknął i jak przegrany burknął:
- Czyli wygoniłem ze stada kogoś, kogo mieliśmy uratować, pomóc...
***
Cisza. Razem z Silverem patrzyłam smutnie na Balou. I wtedy...
***
- BRAWO! - wyskoczyły zza krzaków wszystkie konie z naszego stada, a przynajmniej niektórzy.
Ogier obracał się pytając, o co chodzi. A nasi członkowie uśmiechali się do niego i rżeli.
***
- Chodziło o to, że wyglądasz bardzo sympatycznie, jak i tak się zachowujesz. Członkowie tamtego stada zauważyli to i po wielu tygodniach nieśmiałego czekania w krzakach, postanowili wreszcie do ciebie wyjść i spytać się o to, co naprawdę chcieli wiedzieć. Obserwowaliśmy ich zachowanie. Dotarła do nich wiadomość, że ich przywódca nie żyje, są wolni. Ale nie mieli się gdzieś podziać. To chcieli wiedzieć. Nie mieli odwagi nigdy przekroczyć granic naszego stada. Dziś jednak to zrobili, a ty... Zamiast powodować problem, odesłałeś ich w nowe miejsce. A to oznacza...
- KONIEC WOJNY?
<Balou, co o tym myślisz? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz